środa, 24 grudnia 2008

wtorek, 23 grudnia 2008

OPOWIEŚĆ WIGILIJNA

Święta zawsze mnie wkurwiały. Nie rozumiem tej radości ludków, z godzin stania w kolejkach po towar,który spokojnie można dostac bez kolejek. Odkąd pamiętam,atmosfera przedświąteczna zawsze była napięta. Moją byłą żonę ,denerwowało w te dni wszystko. Tak więc,kiedy się,rozwiodłem postanowiłem:ŻADNYCH KURWA ŚWIĄT NIE OBCHODZĘ. I tak mam do dzisiaj,w święta kupuję flaszkę i zalewam się w trupa.
   Tamte święta, zaczęły się tradycyjnie.Siedzieliśmy na kotłowni w trzech i popijaliśmy.Adam miał urodziny i imieniny,postawił literek i zaprosił mnie do siebie[Świder musiał zostać,miał nockę].Po drodze wstąpiliśmy na melinę i kupiliśmy dwie flaszki "Lwowskiej".Wsiedliśmy do autobusu i....
-Bileciki do kontroli-wydarł się babsztyl,doprowadzając mnie niemal do zawału.
-Nie mam,bezdomny jestem-powiedziałem, wręczając babie dowód i decyzję o wymeldowaniu
-A pan?-zwróciła się do Adama
-Nie zdążyłem kupić,zaraz kupię
-Dobra,dobra,dowód proszę
-Nie mam dokumentów ,w domu zostawiłem
-Niech mu pani daruje-wtrąciłem się-chłop ma dzisiaj urodziny i imieniny
-A pan co?Adwokat jego?Ja wiem co mam robić!
Wkurwiłem się trochę i powiedziałem:
-Kobieto daruj mu ,bo zmienię się w Draculę,wbiję zęby w twą szyję,wyssam krew aż do szpiku-mówiąc to uśmiechałem się diabolicznie.
W kobitę jakby piorun strzelił.Zbladła,popatrzała na mnie tępym wzrokiem i pobiegła do kierowcy.Na następnym przystanku, wysiadła większość pasażerów,zostaliśmy tylko ja i Adam i dwie łapistówy.Wtedy kierowca zmienił trasę i podjechał pod komisariat.Co jest kurwancka?Do wozu weszło dwóch gliniarzy:
-Panowie pójdą z nami,panie też.
Weszliśmy do budynku,nam kazali zaczekać na korytarzu,a kobitki polazły z nimi do pokoju.
-Adam jak myślisz,co będzie?
-Nie wiem,ale co by miało nie być,wódy nie oddam-powiedział i wyjął zza pazuchy flaszkę,po czym pociągnął solidny łyk.Nie namyślając się,zrobiłem to samo.Po kilku minutach przyszedł po nas" ment" i zabrał do pokoju przesłuchań.Adam podał swoje dane,sprawdzili na komputerze,zgadzało się wszystko.Złożyli mu nawet życzenia urodzinowe.
-To pan może iść,tu ma pan mandat do zapłacenia, ale z panem-tu zwrócił się w moją stronę -jest gorzej.Ta pani twierdzi,że groził jej pan śmiercią,a to jest karalne.
-Panie władzo,daj pan spokój,powiedziałem tylko w żartach ,że jej krew wyssam,to kawał był.
-Niech pan rozmawia z tą panią,jeśli nie wycofa skargi,będziemy musieli pana zatrzymać.
Uklękłem,chwyciłem kobietę za kolana i załkałem
-Przepraszam panią,ja tylko żartowałem,muchy bym nie skrzywdził,pacyfista jestem.Proszę mi wybaczyć,please!
-No dobrze,ale jaką mam gwarancję,że jak stąd wyjdziemy pan mnie nie skrzywdzi?
-Niech się pani nie martwi,od teraz jak se pani nogę zwichnie,wszystko będzie na niego-odezwał się gliniarz.Miał chłop poczucie humoru.Wkońcu baba wycofała skargę,byliśmy wolni.Gdy wyszliśmy na powietrze, jednocześnie wyciągneliśmy z Adamem flaszki i siup.Do jego domu postanowiliśmy iść pieszo-lepiej nie kusić losu.
Ocknąłem się na kotłowni,Adam leżał obok a na stole leżała kartka"JAK SIĘ KURWA OBUDZICIE PIJAKI DOŁÓŻCIE DO KOTŁA WESOŁYCH ŚWIĄT".Ani Adam ,ani ja do dzisiaj nie wiemy jak tam trafiliśmy.Dziura w pamięci.No tak,niezły odlot.To była naprawdę ODLOTOWA WIGILIA.

poniedziałek, 15 grudnia 2008

NUMER 213

Postanowiłem poszukać mniej stresującego zajęcia. Traf chciał,że znowu trafiłem na kotłownię. Było nas trzech,w każdym z nas...morze alkoholu,zamiast krwi.Kurwa,czy każdy palacz to pijak?Chyba tak hehehe,przynajmniej ja na takich trafiałem.Zarabialiśmy naprawdę niezłe pieniądze.Ale większość przepijaliśmy.W pracy nikt nas nie kontrolował,miało być napalone i tyle.Kierownika widziałem przez pół roku dwa razy,w pierwszy i ostatni dzień pracy.Kurwa to był RAJ, nie praca.Telewizor,lodówka,kuchenka elektryczna,pralka ,co jeszcze potrzeba do szczęścia?Tylko kumpli ,a ci byli rewelka.Świder 50 lat,miłośnik czystej wódki.Adam ,dwa lata młodszy ode mnie,ulubiony trunek nalewka żołądkowa.
Pewnego dnia,gdy poszedłem do sklepu,po zapas gorzałki,zaczepiła mnie Siwa,małolatka z mojej dawnej dzielnicy
-Hejka,pamiętasz mnie?
-Jak przez mgłę, co jest?
-Słuchaj, nie mamy z kumpelą gdzie wypić,zaprosisz nas?W chacie poruta.
Otaksowałem ją wzrokiem,całkiem.całkiem,niezła dupa...
-Dobra, a gdzie ta koleżanka?
-A tam,w bramie stoi ta mała blondynka
Spojrzałem,lekko przy kości, ale jaki CYC,ło matko!!! Zaprowadziłem je na kotłownię i zaczęła się impreza. Po kilku nalewkach, postanowiłem się odświerzyć nieco i powiedziałem,że idę pod prysznic.Nie zdążyłem dobrze odkręcić wody,gdy drzwi się otworzyły i stanęła w nich Nina[tak na imię miała t a blondyna],rozebrała się i zaczęła mi ssać  kutasa.Gdy czułem,że zaraz trysnę,przekręciłem kurek z zimną wodą,wyjąłem fiutka z  jej ust,obróciłem ją i zacząłem ruchać od tylca.Gdy skończyłem,zawisła mi na szyi ,chciała franca jeszcze!Weszliśmy do kanciapki,a tam na rozłożonych kocach,Siwa dosiadała Adama.Obróciła głowę w naszą stronę i zapytała:
-Jak było?Fajny prysznic?
-Fajny,ale miejsca mało,posuńcie się-powiedziałem
-Hihi,właśnie się posuwamy-odezwał się Adam
Niewiele myśląc, położyłem Ninę koło niego i zacząłem rżnąć. Po jakimś czasie Siwa się zapytała
-A może zamiana?
Zero pruderii!!
-Dla mnie nie problem-odpowiedziałem i po chwili mój kutas buszował w jej cipie,a Nina bzykała się z Adamem.Sex maraton trwał całą noc.Nad ranem Siwa powiedziała:
-No, z pół strony zajmiecie w moim zeszycie
-W czym?
-Prowadzę zeszyt,w którym opisuję facetów z którymi pieprzyłam się
-A dużo ich było?
-Adam ma numer 212,ty 213
Zatkało mnie!!!
-Siwa,ile ty masz lat?
-19,a bo co?
- A ty Ninoczka?
-17 ale nie prowadzę zeszytu,ty jesteś 10 dopiero,ale najlepszy-mówiąc to wtuliła się we mnie z czułością
-Dobra,pora dobranocek minęła
W mordę nie używałem wtedy gumek.Jak bym zaliczył wpadówę,to chuba bym się pochlastał.Kurwa numer 213 ratunkuuuuuu!!!!!!!!!!!!!!



niedziela, 14 grudnia 2008

KURWA KRZYSIEK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Dziś złamię chronologię wydarzeń.
Grudzień 2004.Pogoda taka jak teraz,do chuja niepodobna.Żywociłem wtedy z Agą,aczkolwiek były to nasze ostatnie podrygi.Cynicznie wykorzystywałem fakt,że mogłem u niej mieszkać.Ona w tym czasie harowała u Szkopów, a ja rządziłem.Sąsiadka pędziła pyszny bimberek z owoców,byłem jej stałym klientem.
Tego dnia balowałem od rana,Heniek[ś.p] obudził mnie o 6 waleniem w drzwi i krzykiem"dołóż do buzona,bo nie wytrzymam".Chciał nie chciał, otworzyłem mu drzwi,potrafił tak stękać kilkanaście minut."Właż niedojdo,wezmę psa i idziemy".Oczywiście dołóż,wyglądało tak,że on miał butelkę na wymianę,a ja miałem dać resztę!Poszliśmy do sklepu,gdzie kupiłem mu "MAXa",a sobie "TYSKIE".I pewnie na piwsku by się skończyło,gdyby nie napatoczył się Darek,brat Heniutka."Jak dobrze,że cię widzę idż do Bimberowej,weż "krowę",oddam ci wieczorem""A sam nie możesz?""Nie,za dużo jej wiszę,nie da mi".Jak mus,to mus,trzeba koledze pomóc.I tak się zaczęło,ile wypiliśmy dziś już nie pamiętam-sporo.Jak trafiłem do domu,też nie jarzę.
Obudził mnie dżwięk telefonu. Cholera, może Aga z Raichu?Trzeba odebrać.
-Cześć pijackie nasienie,co robisz?
-Krzysiu, obudziłeś mnie,pobimberkowałem trochę
-Weż przyjeżdżaj na Piaskową,siedzę na piwie pogadamy
-Dużo masz tego piwa?
-No po 3 możemy wypić,święta niedługo
-3?Ochujałeś?Mam się tarabanić  w taką pogodę,przez całe miasto na 3 piwa?Innym razem
-Nie to nie,zobaczymy się po świętach ,na razie
-Cześć i chwała,żeby ci pała długo stała
Była godzina 16.50.Dalszy opis relacjonuję z wypowiedzi osób trzecich,czy tak było?Na 99%tak.
Po rozmowie ze mną, Krzysiek zamówił jeszcze jedno piwo,zadzwonił do Grubego Adasia, umówił się z nim na 17.30.
Kilka minut po 17, elementy słomy umieszczone nad barkiem,zaczęły się palić.Pożar postępował błyskawicznie.W pubie,oprócz Krzyśka były jeszcze 3 osoby,wszyscy w tym i on szybko wyszli na zewnątrz,nikomu nic nie było.Gdy tak stali,debil postanowił wrócić po kurtkę,bo miał w niej portfel i telefon.Gdy wszedł do środka wybuchła butla z gazem.Nie spłonął od razu,wypaliło mu narządy wewnętrzne ,męczył się jeszcze kilka dni.
Zmarł we Wigilię 2004 roku.Pogrzeb był w Sylwestra.
Był moim przyjacielem,jednym z ostatnich.
Co by było,gdybym wtedy przyjechał?Czy powstrzymałbym go przed wejściem?A może, wróciłbym się z nim i też bym zginął?Nie wiem....
KURWA KRZYSIEK DLACZEGO????????????????!!!!!!!!!!!!

niedziela, 7 grudnia 2008

JAKA PRACA TAKA PŁACA?BUHAHAHA

   Przenieśli mnie na teren bocznicy kolejowej.Zadupie totalne.Miałem pilnować wagonów z węglem i koksem.Razem ze mną miał pracować jeszcze jeden dozorca.Wyszedł mi na przeciw....załamka.Kurwa facet miał chyba z 70 lat i wyglądał ,jak chodząca anoreksja,40 kilo w najlepszym razie.Trzęsącym się głosem , przedstawił mi zakres obowiązków.Miałem  chodzić między wagonami i kukać czy złodzieje się nie kręcą.I tak 12 godzin,do ogrzania służył koksiak,taki sam jakim w stanie wojennym, ogrzewali się ZOMO-wcy.Do komunikacji służyć miały, ciężkie jak kamień Motorole.Na wyposażeniu, mieliśmy także latarkę. Fajnie, nie?"Dziadek,popierdoliło cię?A jak wyskoczy kilku gnoi,to co?Mam latarką świecić im po oczach?"zapytałem,gdy skończył opisywać mi moje obowiazki."Ile tu pracujesz dziadek?""Drugi dzień,wczoraj miałem rano""Rano?No to kurwa,pięknie".
No trudno,zaryzykujmy.Rozeszliśmy się,ja w prawo,dziadek w lewo,albo odwrotnie,nieważne.Pierwsze cztery godziny był spokój.Chodziłem jak potłuczony,w kółko wokół wagonów. Po 22 zobaczyłem w krzakach jakiś ruch,nagle wyrosło przede mną kilkunastu łebków,jeden z nich krzyknął"Co się kurwa gapisz?Spierdalaj"Tylko idiota oparł by się ,tak wysublimowanej prośbie.Biegłem,ino furczało.Gdy znalazłem się poza zasięgiem ich wzroku,wyjąłem Motorolę"Baza, baza ,kilku gnojków kradnie węgiel przy nastawni""W porządku, zaraz kogoś przyślemy,pilnuj ich". No pogięło gości,usiadłem z wrażenia na dupie.Po pół godzinie[sic!] przyturlało się 3 misiów z grupy interwencyjnej"No, gdzie oni są?""Czekali ,aż przyjdziecie skopać im dupy,ale się znudzili i poszli"powiedziałem z sarkazmem.Oczywiście,gdy przyszliśmy na miejsce ,nie było nikogo.Podobna sytuacja miała miejsce tej nocy,jeszcze dwa razy.Ale najgorsze, miało nadejść nad ranem.
Było koło 4 , gdy usłyszałem krzyk.Pobiegłem w tamtą stronę...dziadek klęczał,rękami obejmując głowę,w jego stronę leciał grad kamieni.Gdy podszedłem bliżej,ujrzałem spod palców dziadka,sączący się strumień krwi."Chłopie czemu nie uciekasz?"krzyknąłem, szarpiąc go jednocześnie za ramię.Spojrzałem mu w oczy,były zamglone,no tak,jest w szoku.Zarzuciłem go na ramię,jak worek ziemniaków i pobiegłem w stronę budynków koksowni.
Facet trafił do szpitala,ze wstrząsem mózgu.Oczywiście nikogo nie złapano.Gdy przyjechał kierownik zmiany,zakomunikowałem mu,że nię będę tu pracował,nie za te pieniądze.Zaczął pyskować,że nie będe sobie wybierał stanowisk,że on tu rządzi,więc rzuciłem mu w pysk ciuchy robocze i poszedłem na piwo. Nie będę kurwa życiem ryzykował,za minimalną pensję.

PS. Wiem,że jestem cynicznym gnojem,ale czasami budzą się we mnie ludzkie odruchy.Moja znajoma, z pokoju tlenowego po 40,nick Kobieta Rubensa potrzebuje pomocy.Jeśli możecie,bardzo proszę o pomoc.
Karina Pryk A58 1160 2202 0000 0001 1959 0672 A ABank Millenium S.A, Oddział Tarnowskie Góry 
Ludkowie każda wpłata cenna-DZIĘKI

poniedziałek, 24 listopada 2008

GWAŁT

Podjąłem pracę w firmie ochroniarskiej.Czyli mówiąc po ludzku, zostałem cieciem.Na początku pilnowałem ekskluzywne osiedle.Robota lekka,łatwa i przyjemna,kilka razy w nocy obchód z pieskiem,a w międzyczasie TV i książki.
Ludzie dopiero zasiedlali mieszkania,tak więc dośc często pomagałem w przenoszeniu rzeczy. Siłą rzeczy rozmawiało się czasem z ludkami.No i....
Miała z 50 lat może więcej,mniej,nieważne ,kilka razy prosiła mnie o pomoc przy wypakowaniu zakupów z samochodu.Nieopatrznie kiedyś powiedziałem,że pomoc tak pięknej kobiecie,jest dla mnie przyjemnością.
Tamtego dnia, miałem nockę od 18 do 6 rano.Około 19 przyszła do kanciapy i zapytała się czy nie pomógłbym jej w domu zmienić żarówkę,bo mąz w pracy.Jasne, że poszedłem.Gdy tylko weszliśmy do jej mieszkania,zamknęła drzwi i powiedziała"Albo mnie zerżniesz,albo powiem mężowi ,że się do mnie dobierałeś",złapała mnie w tym momencie za fiuta i zaczęła uciskać.Co miałem robić?Wziąłem jej obwisłe cyce w ręce i zacząłem ssać,podjarałem się,nie powiem.Gdy usiadła mi okrakiem na twarz,poczułem zapach kobiety.Łechtaczkę miała tak wielką, że szok.Wargi sromowe oblepiały mi nos,język do tyłka wchodzil bez problemu,lubiała anal.Gwałciła mnie 3 godziny,tak zostałem zgwałcony przez 50tkę!
Gwałciła mnie przez kilka tygodni.Jej grube pośladki, wbijały się w mojego członka z taką siłą,że bałem się , iż kiedyś się złamie.Wyssysała ze mnie tyle spermy,że można by hurtownię otworzyć.
Kurwa przyciągam nimfomanki,czy co?Tak nagle ,jak się zaczęło,tak się zakończyło.
Pewnego dnia dostałem telefon,że przenoszą mnie na inny posterunek.Taka praca,ale nie wiedziałem ,że czeka mnie horror.

poniedziałek, 17 listopada 2008

"Pokorny mędrzec,dzięki cnocie prawdziwej wiedzy,widzi jednakowo uczonego i łagodnego bramina,krowę,słonia,psa i nierządnicę". Te słowa Bhaktivedanty przeczytane przeze mnie w latach 80[89 bodajże],idealnie oddawały mój stan ducha po propozycji Anki.Zaproponowała, że mnie zamelduje u siebie.Tymczasowo na rok ,ale zawsze to coś. Szczena mi opadła, oczy wyszły z orbit. O tempora,O mores, jedyną osobą na którą mogę liczyć jest prostytutka.Plask!proteza wypadła.
Opowiedziałem jej swoje przeżycia,ostatnich 2o lat.Nie wiem czemu ,często wybuchała śmiechem.
Z kolei ona,zafundowała mi łzawą historyjkę,jak to mąż ją zostawił bez grosza,dla koleżanki z pracy, a ona biedulka bez zawodu musiała jakoś zarabiać na życie.Udawałem ,że wierzę,a co mi tam,dobry bajer nie jest zły.
Dotrzymała słowa,na drugi dzień zameldowała mnie.Postanowiłem teraz poszukać jakiejś "normalnej"pracy,bez chlania.Wątroba napierdalała , jak murzyn w tam-tamy. Wpadł mi do głowy pomysł.Skoro mam kiepskie wyniki,to może się o rentę postarać?O pracę wtedy łatwiej.
Poszedłem więc do konowała z wynikami i wnioskiem na komisję.Z papierów, które mi wypisał wynikało,że jestem umierający,tyle chorób mi wynalazł.Bez problemów dostałem na komisji 2 stopień ,umiarkowany ,niesprawności.

poniedziałek, 27 października 2008

"Panta rhei" powiedział niejaki Heraklit, musiał nieżle przyprawiać gościu. Ja też płynąłem, łódką "BOLSS", do portu delirium. Grekus twierdził też,że "nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki", ja wszedłem- z powrotem byłem na dnie.
W całkowitym pogrążeniu się w nałogu, przeszkodził mi przypadek. Wołacz, czy mianownik, nieważne.W każdym razie, było tak...
Z rozbitego ŻUK-a ,sprzedałem co się dało,reszta na złom. Trochę grosza było, lecz szybko zaczęło ubywać. Gdy już miałem resztki, postanowiłem iść na kurwy. Jak szaleć, to szaleć.W ciągu kilku dni, odwiedziłem kilkanaście dziewczyn na telefon. Ostatnia do której zadzwoniłem, nazywała się Samanta.Umówiliśmy się na 17.Jakież było moje zdziwienie,gdy drzwi otworzyła mi Anka,kumpela z podstawówki.W pierwszej chwili mnie nie poznała,w końcu minęło 20 lat.Jednak gdy powiedziałem "Ania nic się nie zmieniłaś,nadal jesteś prześliczna",spojrzała na mnie bacznie i odezwała się"no cześć Yoyo". Przez moment staliśmy w milczeniu,w końcu Anka wybuchnęła śmiechem"haha,wiesz w szkole większość dziewczyn się w tobie podkochiwała,a ty tylko sport i sport","no popatrz ile mnie ominęło".Objąłem ją w pasie,uniosłem do góry i zacząłem całować.Złączeni w uścisku wpadliśmy do pokoju i zaczęliśmy się kochać.Wchodziłem w nią delikatnie,powoli,leniwymi ruchami bioder, by w pewnej chwili wbić się mocno ,z całej siły ,brutalnie ścisnąć jej uda.Doszliśmy razem i wiem,że nie udawała.Ściągnęła mi prezerwatywę i zaczęła ssać członka,po chwili znów był gotowy do boju.Teraz ona dosiadła mnie okrakiem,przechylona do tyłu,unosiła się rytmicznie ,jednocześnie pieszcząc ręką moje jądra.Już miałem szczytować,gdy łomot w drzwi przerwał tą sielankę."Otwieraj kurwo.bo drzwi wyważymy"usłyszałem.Spojrzałem wyczekująco na Ankę,była blada i drżała."Co jest?"zapytałem"Nie teraz,muszę otworzyć"odpowiedziała drżącym głosem i wyszła z pokoju zamykając drzwi.Ubrałem się błyskawicznie i cichutko uchyliłem drzwi.W przedpokoju dwóch gorylopodobnych typów potrząsało Anką krzycząc"Albo kurwo będziesz dawać codziennie pięćset zeta,albo ci piękną twarzyczkę przefasonujemy,masz czas do jutra".Trzasnęli drzwiami i wyszli,Anka stała jak zamurowana.Objąłem ją i zapytałem,co to za typy.Okazało się,że to jej byli klienci,którzy teraz chcą od niej haracz.Wkurwiło mnie to,nie cierpię chamstwa i murzyńskiej muzyki.Postanowiłem jej pomóc.Jak mi powiedziała, gnojki przesiadywali w knajpie niedaleko jej mieszkania.
Pojechałem do Bodzia,szefa trzech agencji towarzyskich,prywatnie mego znajomego z lat,kiedy wspólnie trenowaliśmy."Bodek,jest taka klientka,cichodajka na telefon,dla ciebie żadna konkurencja,ale jakieś gnojki chcą bawić się w alfonsów na twoim terenie,pomożesz?Ta dziewczyna to moja dobra znajoma"."Yoyo lubię cię wariacie,ale czemu do mnie na panienki nie przyszedłeś?""Wiesz na telefon są bardziej naturalne,a u ciebie to profesjonalistki,no i kasa, tamte sa tańsze","dobra bierz chłopaków i jedż z nimi pogadać". Tego mi było potrzeba, wybrałem dwóch mutantów ,co pilnowali wejścia i pojechaliśmy.Mieliśmy trafa,bo w knajpie było tylko kilka osób i tych dwoje goryli.Podszedłem do ich stolika i zagaiłem"Panowie możemy pogadać?Mam taką sprawę,byliście dzisiaj u Samanty?Więc od dzisiaj nie macie tam wstępu.""A kto nam zabroni,co?"Podniosłem rękę...mutanci byli dobrzy w swoim fachu,w kilka sekund gorylki leżały na podłodze."Słuchajcie śmiecie"syknąłem im nad uchem"Samanta jest pod opieką pana Bodzia,wiecie gnoje o kogo chodzi,nie?Jeśli spadnie jej choć włos z głowy, moi koledzy z wami pogadają.Zrozumiano?A teraz spierdalać, bo r zygać mi się chce na wasz widok."Podziękowałem chłopakom Bodzia i poszedłem do Anki.

czwartek, 23 października 2008

Na brak pieniędzy ,nie mogłem teraz narzekać. Kręciłem lody jak szalony,po pewnym czasie miałem już odłożoną niezłą sumkę. Wtedy to pojechaliśmy z kolesiem z węgla, do Czech na browca. Kupując piwko,rzuciła mi się w oczy cena spirytusu,śmiesznie niska w porównaniu z cenami w Polsce. Dryń,dryń zatrybiło mi w główce-można zarobić. Kupiliśmy kilka butelek i ryzyk -fizyk, przez granicę. Udało się. Po rozrobieniu sprzedałem znajomym pijaczkom i zwróciło się z nawiązką. Postanowiłem iść na całego. Załatwiłem 50 litrową beczkę,załadowałem na Żuka i jazda.W Czechach kupowałem dla niepoznaki drewno,żeby celnicy mieli na co pokukać,a do beczki wlewałem spiryt.Nigdy się nie połapali. Zacząłem handlować wódą.Większość kupowali znajomi i byłoby wporzo,gdybym sam nie zaczął jej cisnąć.Najpierw po jednej,potem dwie, trzy ,cztery połówki dziennie . I stało się, organizm nie wytrzymał.Wylądowałem w szpitalu.Diagnoza ,zaawansowana cukrzyca.O alkoholiżmie nie wspomniano haha. Potrzymali mnie dwa dni i wypad. Wracam do norki a tam Sajgon, chata obrobiona, pieniędzy echo. No kurwa pieknie,wróciłem do punktu wyjścia-goły i wesoły.Zamiast trzymać gotówkę na koncie, to ja debil wszystko miałem w norce.Oczywiście zacząłem chlać,bo kurwa powiesić bym się nie potrafił.
Do tej pory , po kielichu nie siadałem za kierownicę. Teraz olewałem to. Pewnego zimowego dnia stało sie to, co nieuniknione.Straciłem panowanie nad wozem i koziołkowałem.Na szczęście nie miałem zapiętych pasów , bo byłoby po mnie. A tak wypadłem z auta w zaspę i tylko się poobijałem.Gorzej z rzęchem, wpadł w przepaść i po nim. Nie było świadków, więc czym prędzej się oddaliłem.Oczywiście wytrzeżwiałem błyskawicznie.Pojechałem do Krzyśka, bo wóz był na niego rejestrowany i powiedziałem co i jak.Wyjątkowo był trzeżwy i zgodził się powiedzieć psom ,że on prowadził.Nie za darmo rzecz jasna, kasę którą zarobiłem w tydzień, musiałem mu odpalić.Znowu byłem golas.

Tak bywa

Tak więc , rozbujałem ją w sobie. Teraz trzeba było przystąpić do dalszej fazy. Co kombinowałem? Kasa ludki,kasa. Chciałem kupić samochód dostawczy, żeby handlować węglem. Po co płacić komuś haracz, jak można samemu zarabiać? W celu wyłudzenia forsy od Bożki, radykalnie ograniczyłem chlanie. Ba, można powiedzieć ,że stałem się abstynentem . Dwa ,góra cztery piwka dziennie. Kurwa ile się człowiek musi namęczyć, żeby wyrwać kasę.
Napomykałem cały czas Bożence, jaki to dobry interes mieć własny samochód. Oczywiście mówiłem też, że zarobione pieniądze przeznaczymy na nasz ślub. W końcu przekonałem ją do wzięcia pożyczki. Kupiliśmy Żuka, w dobrym stanie z instalacją gazową. Przekonałem Bożkę, żeby zarejestrować go na mojego kolesia, miał prawko kopę lat i duże zniżki w ubezpieczeniu.
Zacząłem jeżdzić i trzepać kasę. Woziłem węgiel z biedaszybów, wymieszany z normalnym,robiło się tzw. przekładkę. Pamiętam jak kiedyś pewna kobiecina, zapytała mnie dlaczego jest taki brązowy?Odpowiedziałem jej, że stary jest. Kiwnęła głową,że rozumie. Zaiste głupota ludzka, nie zna granic.
Forsa była, ale Bożenka coraz częściej gadała o ślubie i co najgorsze o dziecku. To był sygnał dla mnie, żeby spierdalać, póki można. Dziecko?Nie ma takiej opcji ,w moim kalendarzu życia.
I tak pewnego dnia stoję przed Bożenką i mówię " Nie żegnam się, bo jestem niewierzący, kłamałem cię kobitko cały czas, a ty łykałaś wszystko jak pelikan żabę, nie chcę z tobą być baj baj". Rzucam zwitek banknotów na stół mówiąc"To jest reszta kasy za rzęcha, żebyś nie gadała , że cię okradłem. Wóz zabieram, takie jest życie mała,krótkie i osrane ,jak dupa niemowlaka."Obracam się na pięcie i wychodzę. Idę do baru się upić. Uff, wreszcie mogę znów być sobą.

środa, 15 października 2008

Czemu chciałem poderwać takiego babiszona? To proste, jak już się w tobie zadurzy, to na dobre.A wtedy wszystko zrobi.
Spotykaliśmy się przez kilka tygodni zanim się przespaliśmy.To też element strategii, trzeba podsycać zainteresowanie sobą, wtedy efekt lepszy. W łóżku nie była taka zielona, jak sądziłem.Ba, nawet mnie lekko żdziwiła pytaniem ,czy lubię analnie? Nie używam prezerwatyw, więc spuszczanie się w "kakao", bardzo mi odpowiadało. Lubiła długi,ostry seks z elementami perwersji. Np. gdy lizałem jej łechtaczkę, często sikała mi na twarz,wyginając przy tym ciało w pałąk. Poezja, zawsze byłem lekko zboczony, więc pasowała mi jak ulał.
Pamiętam jak dojrzewałem do tego, by powiedzieć jej słowo "kocham". Oczywiście nie kochałem jej, gdyż nie ma takiego słowa w "moim słowniku", ale dla bajery można mówić wszystko. Wyczekałem na moment , gdy po kolejnym maratonie seksualnym,leżeliśmy w jej łóżku i palcami przebierałem w jej pochwie. Powiedziałem wtedy"wiesz jest mi tak dobrze, że nie zdawałem sobie sprawy ,iż jest to możliwe.Chyba się zakochałem w Tobie"." Nie nabijaj się wiem ,że jestem brzydka" "Aniołku, ja nie twierdzę, że jesteś miss świata, jasne są ładniejsze, ale czy to ważne? Jesteś mądra,miła, uczuciowa, masz bogate wnętrze[szczególnie gdy ja jestem w środku, no zostaw tą poduszkę,auć żartowałem], jestem z tobą szczęśliwy, no i w łóżku jesteś the best, zobacz jak mi stoi,jak maszt na flagę[to akurat była prawda].Uwielbiam CIĘ."Zarzuciła mi ręce na szyję i szlochając, zaczęła mnie ujeżdżać.
Wiem, kawał skurwiela ze mnie.Lecz life is brutal, jak mówi modliszka po stosunku. Była ugotowana, więc mogłem przystąpić do dalszej części planu, znacznie bardziej ryzykownej....

czwartek, 9 października 2008

JAK WYRWAĆ SZARĄ MYSZ

Wcale nie jest tak łatwo ściemnić szarą mysz. Wbrew pozorom nie wystarczy być przystojniakiem i mieć kasiorę. Kobitki te mają często ponad przeciętną inteligencję, są przeważnie zakompleksione na punkcie swojej urody co prawda,ale nie wierzą w gładkie słówka. Trzeba je brać sposobem. Najlepiej w trakcie rozmowy, rzucić mimochodem, że najważniejsze jest wnętrze, a nie uroda. Uwaga-trzeba to powiedzieć w odpowiednim momencie, nie nachalnie. Ważne jest również wzbudzenie litości. Prawie każda myszka, ma samarytańskie skłonności. A jak nie ma? Trudno, wtedy niech spada. Warto jest też poudawać wrażliwca. Broń Boże nie mówić, że jadło się np. kiedyś pieska. Zaciągnąć do wyra nie sztuka, rozkochać w sobie-majstersztyk.
Blondyneczki nazywały się "hihihi Aśka" i "hihihi Irenka", myszka miała na imię Bożenka. Nie mogłem wstrzelić się w dyskusję, gadki o zespołach popowych nie kumałem. Wyciągnąłem więc z plecaka jedną z książek, z którymi się nie rozstawałem. Była to "Cztery róże dla Lucienne" Topora. Zacząłem czytać, kukając jednocześnie na Bożenkę. W pewnej chwili zapytałem"super kniga,czytałaś?""Nie,ale czytałam "Lokatora", a ty?". Tak zaczęliśmy rozmowę. Od Topora przez Cortazara, Kinga po Sapkowskiego. Tak jak myślałem była nauczycielką. Sukcesywnie zamawiałem drinki, bo jak wiadomo więcej polejesz dalej zajedziesz.Rozmowa wyglądała tak, że gdy ona zaczęła mówić o czymś co ją fascynowało, ja natychmiast mówiłem "o rany,serio?ja też to uwielbiam" choć czasami nie miałem pojęcia o czym gadała. Po kilku godzinach,gdy musiała już iść powiedziałem"Dawno mi się z nikim tak fajnie nie rozmawiało, wiem że taka dziewczyna jak ty, na pewno jest zajęta, ale może byś spotkała się ze mną jeszcze? Bardzo bym chciał". Zgodziła się, przynęta chwyciła.

niedziela, 5 października 2008

W drodze powrotnej nie zdarzyło się nic ciekawego. No jeśli nie liczyć pawia, którego puścił Mirek na szybę, bo myślał, że okno jest otwarte. Całą drogę przedział mieliśmy do swojej dyspozycji, ludkowie cisnęli się na korytarzu, ciekawe dlaczego?
Z pociągu wyszliśmy lekko nabuzowani. Siedząc na peronie wpadła mi do głowy myśl, a może Kraków?Ponoć jest tam zwierzę mariackie,a na rynku lałkonik[ tak kiedyś w audycji" Nie tylko dla orłów" mówili,hehehe]. Jednak Mirek powiedział, że ma dość przygód ze mną, że zawsze się w coś wpakuję, jestem pechowiec i Jonasz. W sumie fakt, kto w urodziny las podpalił? Dopiliśmy piwo i rozeszliśmy się.
Jesień to żniwa dla węglarzy. Wskoczyłem z powrotem do brygady i zaczęliśmy jeżdzić . Kasa płynęła strumieniami, alkohol też. Interes szedł na tyle dobrze, że postanowiliśmy handlować tylko cztery dni, piątki mieliśmy tzw.alkoholowe.
Podczas jednej z takich imprez, Krzychu powiedział, że jego babcia ma na strychu malutki pokoik i chętnie mi go wynajmie. Pokoik okazał się norką o wymiarach 3 na 3, z tapczanikiem i stolikiem pośrodku. Dla mnie bomba. Główną zaletą było osobne wejście od podwórka , a wadą? Jak tam laskę zaprosić?Dupa by jej za okno wystawała. No, ale lepszy cyc, niż nic, jak mawiali starożytni górale. A poza tym cena była śmiesznie niska,tyle co nic. Kupiłem sobie w lombardzie małe telejajko, coby od czasu do czasu zerknąć, czy świat jeszcze istnieje.I tak wegetowałem, węgiel -bania-norka-bania-węgiel. Se la vie, jak powiedziała kura znosząc strusie jajo.
Gdzieś w połowie września silnik zdechł i mieliśmy kilka dni wolnego.Siedziałem na swoim miejscu w Hadesie, gdy weszły trzy lachony. Lachony za dużo powiedziane, takie tam foczki.Wszystkie miejsca były pozajmowane, tylko u mnie były puste krzesła. Foczki podeszły z gracją i zapytały się, czy można się dosiąść?
Obciąłem je wzrokiem. Dwie były nawet niczego sobie, blondyneczki z dużymi piersiami.Ale trzecia...tragedia,niska w niemodnych okularach,pulchna z resztkami trądziku na twarzy. Typ belferki. Idealna do ściemnienia,a takiej szukałem.

czwartek, 2 października 2008

uwagi

Chyba nadeszła pora, aby wyjaśnić kilka rzeczy. Niedawno pewna osoba zarzuciła mi, iż mój blog to grafomaństwo i bzdura do kwadratu. Co do grafomaństwa zgoda, ale nigdy nie aspirowałem do roli pisarza. Swoją edukację zakończyłem na podstawówce, więc rzeczą normalną są moje błędy stylistyczne i gramatyczne. Mimo to przepraszam purystów językowych.
Bzdura?Być może dla niektórych to bzdury,dla mnie część mego życia.Wszystkie zdarzenia,które opisuję są prawdziwe.Zmieniam tylko czasem imiona i charakterystyczne szczegóły opisywanych osób,gdyż nie wszystkie są tu okazane pozytywnie.Staram się w miarę dokładnie odtworzyć historie, które miały miejsce ponad 10 lat temu.Nie zawsze mi się to udaje,więc wspomagam się bimberkiem.Dlatego też częstotliwość moich wpisów jest tak chaotyczna.Po prostu piszę na kacu.Nie potrafię na trzeżwo przypomnieć sobie wielu szczegółów,na fazie idzie mi jak po maśle.
Mam nadzieję ludkowie, że te kilka słów pomoże wam w lepszym odbiorze moich pijackich wypocin.

piątek, 26 września 2008

Wymęczony przez Hipkę,spałem do południa.Gdy wstałem,nie było jej już w łóżku,a Mirek siedział i czytał jakąś gazetę."No, w końcu się obudziłeś,co robimy?"zapytał."Moment,jak stoimy z kasą?Zostało coś?""Spoko, na imprezę grosza nie wydaliśmy.""Ekstra,może uderzymy na Sopot?Nigdy nie byłem.."Tak więc postanowiliśmy.Po namiot wysłaliśmy Hipkę,obawiając się rozpoznania.Autobusem do Darłowa,potem w pociąg.
Sopot nas rozczarował.Knajpek sporo,ale ceny z kosmosu,molo też takie sobie.Żeby nie resztki bimberku,zachomikowane przez Mirka,byłaby kicha.Pokrzepiwszy się owym zacnym trunkiem,wsiedliśmy do podmiejskiej kolejki i udaliśmy się do Gdańska.Stamtąd mieliśmy abarot,doma.Jednak to nie był koniec naszej eskapady.Na dworcu w poczekalni,ujrzałem cud-blondynę,czytającą książkę.Mimo szarpań Mirka podszedłem do niej.Czytała "Paragraf 22",dziwne bo to raczej rzecz dla facetów,ale "de gustibus...''coś tam."Też , gdy byłem mały ,nosiłem zielone jabłuszka w ustach"powiedziałem,posyłając jej powłóczyste[cokolwiek to kurwa znaczy]spojrzenie.Podniosła głowę znad książki,uśmiech miała boooooski"haha,bo są lepsze niż kasztany?"spytała."Nie, bo chciałem mieć policzki jak Marlon Brando w "Ojcu chrzestnym"odpowiedziałem.I tak zaczęła się nasza rozmowa.Wracała do domu,do Pasymia,jakiejś wichury pod Olsztynem.Podobnie jak ja,uwielbiała Hellera,ba nawet Viana czytała,a Lema miała całą bibliografię.No kurwa,prawie się zakochałem.W pewnym momencie powiedziała,że musi coś jeszcze załatwić i zaraz wróci.Wyszła z dworca ,a ja poszedłem do Mirka napić się resztek "cichociemnego".Po 10 minutach usłyszałem dżwięk syren pogotowia.Coś mnie tknęło,wyszedłem przed dworzec.Przepchałem się przez,tłum gapiów.Leżała na jezdni w nie naturalnie skręconej pozycji.Nie wiem czy żyła.Obróciłem się na pięcie i wróciłem na dworzec.
Kurwa mać,najpierw pożar,teraz to?Przeklęty jestem ,czy co?Super urodziny,nie ma to tamto.Nic tylko się upić.Tak też zrobiłem.

sobota, 20 września 2008

Ruszyliśmy w stronę morza.Rozumowałem w ten sposób-gdy ugaszą pożar,będą szukać winnych,a wiadomo,że kłopoty to moja specjalność,jak napisałby Chandler.Trza było wiać,ale gdzie?Wykombinowałem,że przede wszystkim trzeba zmienić wygląd,byliśmy zbyt charakterystyczni.Na szczęście Mirek miał maszynkę do golenia.Nosiłem brodę od 17 roku życia i teraz jak się oskrobałem,byłem w szoku.Mirek też."Kurwa brachu,w życiu bym cię nie poznał"krzyknął, gdy skończyłem.Okej,wygląd załatwiony,raczej nikt nas nie powinien rozpoznać.Teraz gdzie przeczekać do PKS-u,by nie zwracać na siebie uwagi?Coś mi świtało,że Hipka mieszka w jakimś domku,blisko restauracji.Trzeba ją znależć i poprosić o przechowanie.Mieliśmy szczęście,na campingu była impreza. Pierwszy facio,któremu opisałem Hipkę ,od razu pokazał nam jej domek.Sen miała kamienny.Stukalibyśmy pewnie we drzwi do usranej śmierci,gdyby Mirek nie zobaczył otwartego okna.Wślizgnęliśmy się do środka.Hipka dalej spała,pochrapując rytmicznie.Drugie łóżko stało puste-fart.Szarpnąłem babona z całej siły."E, obudż się,to ja yoyo".W końcu otworzyła ślepia."To ty Misiu?Chodż, mam ochotę żebyś mi wylizał...""Zaraz, moment kto śpi w tamtym wyrze?''"Aśka,ale jest teraz u swojego chłopaka,wróci pewnie po południu,no chodż kochanie do mnie.."Spojrzałem na Mirka,kiwnął głową ,że wie co jest grane.Wskoczył do wyra i za chwilę świszczał[lub udawał]jak mały parowozik.Zabrałem się do roboty,współczując mieszkańcom sąsiednich domków,gdyż Hipka tak głośno jęczała,że sam Dracula by z trumny powstał.Ale widocznie ludkowie byli przyzwyczajeni.

wtorek, 16 września 2008

ognisko cd

Ocknąłem się.Płomienie wokół mnie zataczały coraz bliższy krąg.Chciałem wstać i wezwać pomoc,ale dzwonek w mej łepetynie zadryndał w porę.Jeśli ogień się rozprzestrzenił,ktoś jest temu winny.Kto?Wiadomo organizator-ja.Trzeba działać,inaczej mówiąc spierdalać.Rozglądam się wokół,czacha buzuje.Myśl McGyver,myśl.Wzrok mój pada na walające się obok ,puszki z piwem.Kilka jest pełnych,wylewam więc je na siebie i turlam się w stronę płomieni.Spadam ze skarpy wprost na plażę.Jakieś dziesięć metrów od siebie,widzę wóz strażacki i ekipę gaszącą ognisko.Niczym wąż pełzam po piasku,żeby jak najszybciej oddalić się z tego miejsca.Gdy jestem pewien ,że już mnie nie dojrzą,zrywam się i...długa.Przybiegam na pole namiotowe zziajany jak koń po Wielkiej Pardubickiej,zresztą tak się czuję.W namiocie Mirek śni snem sprawiedliwego.Bez skrupułów budzę go i szepczę na ucho"spierdalamy".Mimo ,iż jest narąbany jak biszkopt,bez słów spełnia me polecenia.Palcem nakazuję mu milczenie i pokazuje,że mamy mało czasu.Zabieramy bety i cichutko wychodzimy.Mirek pokazuje na namiot,kiwam głowa ,że nie da rady.Szybkim krokiem opuszczamy pole.Co dalej?

poniedziałek, 15 września 2008

ognisko

Do wieczora było sporo czasu,postanowiliśmy więc wymoczyć nasze dupska w Bałtyku. Szybko staliśmy się nadmorska atrakcją.Nie co dzień widzi się dwóch zarośniętych facetów z zestawem puszek wokół pasa,siedzących do połowy w wodzie,wokół których były wbite dwie siekierki ,a na nich karton z napisem"strefa piwożłopstwa-nie przeszkadzać".Po kilku godzinach,lista ludzi chcących zrobić nam zdjęcie,grubo przekroczyła setkę.W sumie było to nawet fajne,gdyż każdy częstował nas piwem,którego uzbierała się spora hałda.I wtedy wpadłem na pomysł,że ognisko można zrobić tu ,w okolicznym lasku.Po co wkurzać innych na polu?Tutaj cisza,spokój,a i drewna opór.
Ludkowie zaczęli się schodzić około 19.Przedział wiekowy od15 do..cholera wie.Przedział płciowy-kobiety krótko ścięte,o męskiej budowie ciała,tzw.babochłopy;faceci długowłosi zniewieściali totalnie tzw.steveny[od stevena z dynastii] i kilka normalnych samców i samic.Wśród tych ostatnich jedna wpadła mi w oko.Nie dlatego,że była super ładna,nie.Po prostu widać było,że ma ochotę na seks.Była lekko przy kości,włosy długie,przetłuszczone,koszula w kwiaty,w myślach nazwałem ją Hipka.O rany ,ale mi się chciało bzykać.
Ognisko nie było duże,jak na tyle osób przy nim siedzących.Kilka osób miało gitary i co chwila,rozlegały się jakieś chóralne zaśpiewy.Jako solenizant co i rusz musiałem się z kimś napić brudzia.Ale byłem cwany udawałem,że piję inaczej po godzinie byłbym sztywny jak trup.Gdy większość była już pijana,zabrałem się za Hipkę.Tak jak myślałem,bułka z masłem.Poszliśmy na spacerek wgłąb lasku.Zerżnąłem ją we wszystkie możliwe otwory,fiut tak mnie bolał,jakbym go do wrzątku włożył.Jak długo?Nie pamiętam.Po wszystkim wypiliśmy piwo i Hipka wyjęła jakiś słoik."Zarzucisz?"zapytała"to grzybki super odlot po nich".Spróbowałem.........................................................................................................................................
Obudziły mnie czyjeś krzyki,leżałem w krzakach a wokół mnie płomienie.Lasek płonął,przybliżyłem dłoń do ognia,parzy,kurwa to nie sen.

środa, 27 sierpnia 2008

uhaarodziny

Miałem odłożonych trochę drobnych,a jako że zbliżały się moje urodziny,postanowiłem zaszaleć.Morze-to było moje marzenie.Widziałem je tylko jako kilkuletnie dziecko,kiedy dziadkowie wyjechali ze mną na wczasy do Darłówka.Teraz jako stary grzechotnik,postanowiłem pojechać tam znowu.Samemu nudno,wyciągnąłem więc w eskapadę Mirka.Na początku nie chciał,ale gdy powiedziałem,że sponsoruję wyjazd,zgodził się.Kupiłem bilet.Jeden dla Mirka,bo ja postanowiłem jechać na gapę,bezdomny przecie byłem.Konduktor bez problemu wypisał kredytowy,który od razu wylądował w śmietniku.Ile przesiadek mięliśmy nie pamiętam,gdyż w drodze raczyliśmy się bimberkiem Dziadka Władka,nazywanym "cichociemnym" ponieważ cichutko,znienacka obalał i ciemna mogiła.Jak dojechaliśmy, nie wiem.Okradliśmy,zgwałciliśmy,zabiliśmy kogoś po drodze?Cholera wie co robiliśmy faktem jest,że jakimś cudem znależliśmy się na polu namiotowym,tuż nad morzem.Rozbijanie namiotu Mirka,to była poezja.Skacowani ,jak beduini na pustyni,nie mogliśmy dać sobie rady.Okrzyki"pchaj,no mocniej......nie ten otwór,kurwa tak teraz dobrze...w dupę nie lubię...ciągnij...o tak teraz dobrze...teraz teraz w tą dziurę...pierdolnij mocniej...o żesz ty...wreszcie jest w środku..."rozbrzmiewały echem po całym polu. W końcu namiot stał jako tako,uderzyliśmy w kimono.Mam czujny sen,nawet na kacu,więc gdy ludkowie zaczęli coś gadać przy namiocie,obudziłem się."To jakieś pedały,słyszeliście jak jeden krzyczał,że w dupę nie lubi,a drugi,żeby ciągnął mocniej?"zacząłem się śmiać i wypełzłem z namiotu.Mordę od chlania miałem tak wielką,jak Tatar dupę.W połączeniu z wariackim śmiechem,musiała zrobić na pacjentach wstrząsające wrażenie,bo odskoczyli od namiotu jak oparzeni."Panowie,spoko my nie pedzie.Popiliśmy i po pijaku rozkładaliśmy..."nie dokończyłem,bo w tym momencie namiot zafalował i złożył się.Spod skłębionego matateriału,dobiegł ryk"kurwa mać,w dupę nie lubię,ratunku,duszę się!!!"Gostkowie, do tej pory stojący jak zamurowani,wpadli w paroksyzm śmiechu,do którego i ja się dołączyłem.Po chwili wynurzył się zarośnięty łeb Mirka."Co się brechtasz debilu?Mówiłem ciągnij mocniej i co?Linki puściły."Nie miałem siły z nim gadać,wyjęczałem tylko przez łzy,żeby podał bimberek.Po chwili sączyliśmy trunek w towarzystwie kilku osób z pobliskich namiotów.Podczas degustacji"cichociemnego",wspomniałem o swych urodzinach.Ekipa z Poznania,to z nimi piliśmy,stwierdziła,że nie ma że boli,robimy wieczorem ognisko.Czemu nie?Może byc ciekawie.

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

urodziny

Dziś są moje urodziny.Kurwa znowu?!!!"Czas zatacza koło;wszystko się powtarza"jak pisał Nietzsche.Lepiej, żeby to nie była prawda.Jak spędzę?Bania do bólu,a jutro opiszę jedne z dziwniejszych w mym pijackim życiu.

czwartek, 14 sierpnia 2008

BAŚŃ

W "Hadesie" mogłem zawsze liczyć na piwo,nie dlatego,że brałem na krechę,ale ze względu na historie,które przy piwie opowiadałem.Sam nie wiem,skąd znam tyle kawałów i anegdot,faktem jest,że zawsze miałem coś w zanadrzu.Moją ulubioną historią była baśń o smoku. Nie jestem niestety jej autorem,moje są niektóre opisy,styl i specyficzny,czarny humor,mimo to sądzę,że warta jest opisania.
".....Dawno temu,za siedmioma górami,lasami itd.krótko mówiąc zajebiście daleko,było królestwo gnębione przez smoka.Bydle zażądało codziennie dziewicy,bo inaczej będzie pustoszył wsie i miasta.O dziewice,jak wiadomo ciężko,wyznaczono więc nagrodę za zabicie smoka.Nagroda musiała być niewielka,bo zgłosiło się tylko 3 rycerzy.
Pierwszy z nich stwierdził,że trzeba się zastanowić i zaplanować strategię walki.Planował 2 miesiące,uszczuplając przy tym znacznie piwniczne zapasy jadła i gorzałki i pewnie trwało by to dalej,gdyby nie zadławił się udkiem kurczaka.
Drugi również długo coś myślał,aż w końcu zbudował maszynę latającą i przy okrzykach zachęty gawiedzi ,pofrunął w stronę groty smoka.Niestety jedno dmuchnięcie,ognistego oddechu smoka,zamieniło machinę w popiół,a rycerza w skwarkę.
Trzeci śmiałek przybył konno ,wysłuchał historii jego poprzedników,wypytał się o gabaryty smoka i wysokość nagrody i zawrócił konia."Panie, nie zastanowicie się nawet jak go pokonać?"zapytała się ciżba ludzka."Tu nie ma się co zastanawiać,tu trzeba spierdalać"odpowiedział ,zanim zniknął w tumanach kurzu.
Król był załamany.Poddani zaczęli się nagminnie wyprowadzać ze swoich domostw i zaczęli szukać schronienia w zamku.Zapasy żywności zaczęły topnieć w oczach.
Król zwołał naradę, podczas której postanowiono o zgładzeniu smoka.Gdy zastanawiano się kto ma tego dokonać ,wyszedł na środek najstarszy syn króla i powiedział,że on zgładzi bestię.
Wziął miecz,złotą zbroję i pojechał.Stanął u groty smoka i wyzwał go na pojedynek.Walczył dzielnie,lecz za każdym razem gdy obciął głowę smoka,na jej miejscu wyrastała nowa.W końcu zmęczony walką,potknął się i nadział się na własny miecz.Doprowadził tym smoka,do paroksyzmów śmiechu,który słychać było w całym królestwie.
Król rozpaczał,stracił syna a smok dalej szalał.Nie mogąc patrzeć na cierpienia ojca,średni syn postanowił pomścić brata i wyruszył na walkę z bestią.Walczył dłużej od brata,ale gdy smok puścił bąka,chłopak nie wytrzymał,udusił się od smrodu.
Rozpacz króla sięgała zenitu,aby wybić najmłodszemu synowi chęć pomszczenia braci,zamknął go w wieży.Łepek jednak był kumaty,wymknął się i poszedł pomścić braci.
Szedł lasem,gdy nagle usłyszał przerażliwy ryk.To niedżwiedż osaczony przez myśliwych,wył z bólu,dżgany w bok włócznią.Królewicz wpadł na polanę ,rozpędził myśliwych krzycząc,że niegodne jest polowanie w tylu na jednego małego misia.Myśliwi uciekli ,a niedżwiedż odezwał się w te słowa"jestem królem niedżwiedzi,uratowałeś mi życie,gdy będziesz potrzebował pomocy zawołaj,a każdy niedżwiedż przyjdzie ci z pomocą".Poszedł dalej,po jakimś czasie zobaczył dym,podszedł bliżej, a tam kilku wieśniaków okadzało gniazdo pszczół.Wpadł z krzykiem,że nikt nie ma prawa do miodu,tylko król i jego rodzina.Rozpędził chołotę,gdy jedna z pszczół bzyknęła mu nad uchem"nie wiesz chłopcze,ale uratowałeś od śmierci królową pszczół ,pamiętaj będziesz w potrzebie zawołaj a pszczoły przyjda ci z pomocą".Młodzieniec przeżył jeszcze wiele przygód,aż w końcu stanął przed grotą smoka."Smoku wyjdż,jestem najmłodszym synem króla,przyszedłem pomścić braci,walcz".Smok wyszedł z groty,spojrzał na chłopca,otworzył paszczę i................................................................. zjadł go od razu."
Zawsze piwo dostawałem.

wtorek, 12 sierpnia 2008

Miałem więc wolne.Korzystając z chwilowej trzezwości,postanowiłem udać się do lokalówki.Ogolony, ,odświeżony wszedłem do pokoju, gdzie trzy babiszony udawały ,że pracują.Po kilku minutach obowiązkowych stęknięć i jęków,zostałem zauważony."W jakiej sprawie?"zapytało kobieco-podobne stworzenie."Kilo mięsa chciałem,nie?W sprawie mieszkania,chyba logiczne?''"Phi,ale pan dowcipny,no o co chodzi?"Wytłumaczyłem najlepiej jak umiałem, swoją sytuację i zapytałem się ,kiedy mogę liczyć na jakiś lokal socjalny?"No wie pan,sporo osób ma podobną sytuację,na razie jest pan na liście [tu podała numer 400 ileś tam]i musi pan czekać.A tak nawiasem ,to gdzie pan teraz mieszka?Bo musimy sprawdzić pańskie warunki mieszkaniowe.""Nigdzie, proszę pani"."Jak to nigdzie?Nie ma nigdzie,gdzieś musi pan przebywać,sypiać,myć się,proszę podać adres.""ALE JA MIESZKAM W LESIE!!!"krzyknąłem"Proszę dokładnie podać gdzie"babsztyl nie dawał za wygraną."Okey,a więc mieszkam na łysej polanie,na lewo od buczków,między jamą królika,a norką kreta,ale nie wiem jak długo jeszcze bo chrapanie kreta mnie wkurza."Rechot jaki z siebie wydały babiszony,skusiłby każdego bociana.Gdy przestały brechtać i fałdy tłuszczu powróciły na swoje miejsca,kazały wypełnić mi formularze i dowiadywać się co jakiś czas o miejsce na liście."Jak dobrze pójdzie ,to może za 3 lata,dostanę przydział na jakąś ''norkę''.Kurwa pocieszyły mnie!Wyszedłem zrozumiawszy,że świat jest popierdolony jak ruski komiks,bez sety nie pajmiesz o co chodzi.Udałem się więc do baru,o jakże adekwatnej nazwie Hades.

czwartek, 24 lipca 2008

Deszcz padał i padał,czarne chmury na niebie wróżyły burzę,która także w mym życiu miała być z piorunami.Starożytni górale mawiali"sierpień dostarczy cierpień",mądrzy ludkowie.
Z nieba pompa,ja na wozie ładuję węgiel do wiadra.Nagle tracę równowagę,lecę i...
Ocknąłem się w karetce.O dziwo nic mnie nie bolało,tylko czułem lekki szum w głowie.Na pogotowiu prześwietlenia,badania i inne pierdoły.Okazało się,że miałem lekkie wstrząśnienie mózgu[a więc jednak trochę go jest] i skręcenie nogi.W sumie małe piwo.W pewnej chwili doktorek,który mnie badał,zapytał się co czułem zanim spadłem.Odpowiedziałem,że tak jakoś biało mi się zrobiło i dalej nic.Kazał pobrać mi krew i gdzies polazł.Gdy przyszedł ponownie wiedziałem że coś nie gra.Bez zbytnich wstepów zapytał czy wiem,ze mam cukrzycę?że nie wiedziałem,bo skąd?Ostatnie badania robiłem z 10 lat wczesniej.że mam bardzo złe wyniki i natychmiast mam udać się do swojego lekarza,bo mogę kipnąć.Kurwa tak powiedział,kipnąć.Wziąłem wyniki i wyszedłem.Ekipa czekała na mnie na korytarzu,z ulgą przyjęli że wszystko okej.W międzyczasie ,jak mnie badano,opchnęli furę i mogliśmy wracać.

czwartek, 17 lipca 2008

Byliśmy wtedy w okolicach wrocka,nazwy wichury nie wspomnę.Jedziemy powolutku,gdy nagle wyprzedza nas poldek i wyskakuje ment z lizakiem.No to pizda ,mandat jak nic.Podchodzi,sprawdza papiery,każe chuchnąć i wtem pyta się skąd ten węgiel ,ile i po ile.Mam w kieszeni kwit na zakup 3,5 tony węgla z podaną ceną.Stary numer,kupuje się 3,5 ładuje 1,5żaden problem.Ogląda ten kwit na wszystkie strony,w końcu mówi ,że musi dać nam mandat 100 zeta bo jest nas 3 w kabinie.No chyba,że mu sprzedamy za tyle, co jest na kwicie ten węgiel.Chłopaków zatkało, mnie nie.Mówię mu,że paliwo kosztuje i że szef nas opierdoli,proszę żeby dołożył trochę.Zgadza się dać 20 zeta,ale mamy mu wrzucić do piwnicy.Okej,kazdy węglarz ma kilka wiarerek o różnej pojemności.Tak trzeba ładowac,żeby nie widział klient ile jest w wiaderku.Co zrobić jak się gapi?Zagadać o polityce ,seksie a najlepiej poprosic o cos do picia.Każdy ,nawet najbardziej nieufny gospodarz,poczęstuje kawą lub herbatą i w tym czasie nadrabia sie noszenie wiader.Z tym gliną było podobnie,Rysiu kierowca poprosił o kawę,gdy ten przyniósł trzy, ja powiedziałem ,że nie mogę bo mam nadciśnienie i czy dostanę herbatkę?Typ miał zaskok, jak żółw podskok,zanim wrócił poukładaliśmy w piwnicy tak,że fura była spora.Zapłacił nam i ostrzegł,przed kolegami.Milicjant Boryczko ze Zmienników Bareji,był przy nim geniuszem intelektu.Zapłacił jak za 3,5 tonu dostał 1,5 ach policja,policja.

wtorek, 8 lipca 2008

Wylazłem z lasu na jakąś drogę.Złapanie stopa w bokserkach,graniczy z cudem,lecz mi się udało.Ba,facet zawióżł mnie do Nowej Soli.Tam miałem kumpla,od niego zadzwoniłem do szefa.O dziwo nawet się zbytnio nie wkurwił,kazał mi wracać i powiedział,że odpracuję towar , a chłopakom mam spłacić z własnej kieszeni.Musiałem zazcząć kombinować.
Handel węglem jest prosty jak drut.Na samochodzie dostawczym np.mercedesie robi się 5 lub 6 przegród,do kazdej wchodzi około ,dajmy na to 300 kilo.Tak więc kupujemy na składzie 1,5 tony węgla,płacąc około 6oo zł [tona 400 zeta] i mamy pełen wóż.Teraz po ile to sprzedać i jak?Jedzie się do klienta,tam oczywiscie gdzie węgiel jest droższy,ale nie zawsze.Mówimy,że mamy w przegrodzie 650,700,750 kilo,w zależnosci jak ocenimy odbiorcę.No i cena musi być tak skalkulowana,żeby klient łyknął.W zależności od przejechanych kilometrów sprzedaje się przegrodę za nie mniej niż 300 złotych.tak więc policzmy 5 razy 300 daje 1500złotych,na paliwo liczmy stówka,biegacze po 2o złotych od przegrody,czyli 100 na łeb,razem 200,kierowca 1oo.Razem 1500 minus 400 minus 600 daje 500 złotych.Tyle na czysto ma własciciel auta.Ale są tacy naiwniacy?Od chuja i ciut ciut.Nawet Policja.Pewnego razu...

poniedziałek, 7 lipca 2008

"Powrót bierze początek w punkcie zwrotnym"Heksagram24.
...z wulkanu oprócz lawy wypełzło Coś...siada mi na twarzy dusi grdykę zabiera powietrze...nadchodzi czas ciemności...głęboki lej wsysa me myśli...spadam w głąb krateru jestestwa...Hefajstos podnosi młot...będzie mnie kuł pókim gorący...z oddali dobiega szum Styksu...Charon już czeka...dlaczego ...kiedy...teraz...niech wybuchną fajerwerki nonsensu...absurdu..niech przetnie Aleksander ten węzeł gordyjski...moje życie
"Im więcej wiesz,im więcej obejmujesz rozumem,tym bardziej sobie uświadamiasz,że wszystko zatacza koło". Goethe
Maj,koniec sezonu grzewczego.Jakoś udało mi się dupy nie zmoczyć,na jesień miałem obiecane przyjęcie do pracy.Trochę forsy nawet odłożyłem,ale co robić do jesieni?Postanowiłem wrócić na węgiel.Pierwsze 2 miechy przeleciały spokojnie,kasa była ,nawet nie chlałem za dużo.Nadszedł lipiec.Jak mawiali starożytni górale"lipiec potrafi przypiec",no i mi przypiekł,aż za bardzo.
Byliśmy na jakiejś wichurze,koło Nowej Soli.Poszła cała fura,więc kasy było sporo.Jako najbardziej wyszczekany i wysportowany,ja trzymałem mamonę.Rzu8ciłem chłopakom na szlugi,a sam poszedłem szukać adresów na następny dzień.Kilka już miałem w kajecie ,gdy trafiłem na tych gostków.Gdy zapytałem ich o węgiel,powiedzieli,że tak ale za 2 dni i zapytali czy nie napiłbym się z nimi bimberku?W sumie czemu nie?Otaksowałem gości wzrokiem,zdechlaki dwudziestoletnie,żadne ryzyko.Ale się kurwa naciąłem!Polali mi kubek,który wychyliłem duszkiem,bimberek był super.Podali popitkę,ale ja po pierwszym nie popijam.Nalali drugi,przechyliłem go równie szybko,tym razem nie odmawiając popitki.Pamiętam tylko dziwny ,gorzki smak.Ocknąłem się w lesie,bez spodni i kasy.Nie wiedziałem ,gdzie jestem i ile czasu minęło.Wiedziałem jedno,kumple mnie zajebią.Kurwa co robić?

poniedziałek, 30 czerwca 2008

Pracowałem na nocki i tylko czasami zostawałem na rańszą zmianę.Ale te dni,kiedy miałem do czynienia z uczniami,zapamiętam do końca życia.Bydło,bo inaczej ich nie można nazwać,największe popisy robiło na tzw.dużej przerwie.Często pomagałem szatniarce,wydawać ciuchy i wtedy sie naoglądałem.Trzynasto,czternastolatki traktowały nas jak śmieci,ale żeby tylko nas.Byłem świadkiem jak gówniara,na pytanie nauczycielki" gdzie się wybiera",odpowiedziała"chuj cię to obchodzi".A reakcja belferki?Udała,że nie słyszy i poszła w drugą stronę.Palenie i picie było normą,tylu nakręconych dzieciaków nie widziałem nigdy wcześniej.Bójki były na porządku dziennym,ale nie tak jak za moich czasów solówy,nie teraz kilku gnojków okładało jednego ,ąż wył z bólu i zaczynał krwawić.Nauczyciele?Bali się własnego cienia,nie zdarzyło się,a przynajmniej nie przy mnie,żeby któryś zareagował na bestialstwo szczeniaków.Ja miałem spokój,dwa razy zapyszczyło do mnie kilku szczyli,nie szczypałem się wtedy.Złapałem raz i drugi za fraki,wyprowadziłem na dwór,przystawiłem nóż do gardła i powiedziałem,że wyszedłem niedawno z pierdla i jak któryś podskoczy to ma przejebane.A jak się poskarżą na mnie to znajdę ich i ich rodziny-poskutkowało.Najciekawsze,że to nie jakaś szkoła specjalna tylko zwykła,"normalna" podstawówka.
Pewnego dnia,siedziałem w szatni czytając książkę,gdy przyszła młoda sucz i zapytała się,czy może tu napisać wypracowanie z polskiego.Zgodziłem się,bo była wyjątkowo grzeczna.Po pewnym czasie zobaczyłem,że siedzi i patrzy się tępym wzrokiem ,w leżący na kolanach zeszyt."Co tam skrobiesz?"zapytałem,"mam jakiś opis przyrody wymyślić i nic nie mogę napisać"odpowiedziało niewieście stworzenie."Daj zobaczę"wziąłem od niej zeszyt,przejrzałem temat i w kilka minut ,na wyrwanej kartce maznąłem opis pobliskiego parku."Zobacz, może to ci przypasi"powiedziałem wręczając dziewczynie kartkę."O dżisis,extra jak zaliczę ma pan piwo"krzyknęła po przeczytaniu i pobiegła do,jak powiedziała psiapsiółki.Zapomniałbym o tym zdarzeniu,ale po dwóch dniach, gdy schodziłem z nocki Heniutek powiedział ,że jakaś młódż się o mnie pytała i żebym na nią poczekał.Zostałem i o 7.30 wpadło na kotłownię z 5 podlotków krzycząc"to on,to on"."Ki diabeł ?"pomyślałem i w tej chwili w mych dłoniach znalazła sie reklamówka ,a w niej cztery "Piasty".Dziewczę dostało piątkę,coś tam pozmieniała,dopisała i była"happy".Przyprowadziła koleżanki ,które były na wycieczce i też mają coś opisać.Pytanie czy mógłbym?Piwo oczywiście postawią,mam powiedzieć ile?Jak mogłem odmówić takim ślicznym,zimnym browarkom?Zgodziłem się i tak stałem się szkolnym specem ,od wypracowań z języka polskiego.A pomyśleć ,że ledwo ukończyłem podstawówkę.

niedziela, 29 czerwca 2008

ten post dedykuję Majce

Mam pracę,Robert dotrzymał słowa.Okazało się,że jest nauczycielem w-f w szkole,a tam właśnie jeden z palaczy leży w szpitalu.Jakie Robciu miał układy z dyrekcją nie wnikałem,faktem jest ,że w kwestionariuszu kazał mi wpisać stary adres zameldowania.
Pierwszy dzień w pracy.Drzwi od kotłowni otworzył mi półtorametrowy krasnal."Heniutek jestem"wycharczał"zaraz ci wsio wytłumaczę".Obeszliśmy kotłownię dookoła,pokazał co jak działa i zaciągnął do kanciapy,jak mówił.Tam przy stole siedział drugi krasnal,bliżniaczo podobny do Heniutka,tyle że młodszy."Nazywam się Adam,a ty?'' "a ja nie"odpowiedziałem,zaczął chichotać''dobre,dobre, to jak?".Przedstawiłem się i chciałem zapytać o szczegóły pracy,gdy Heniutek wypalił"pijesz?""No za kołnierz nie wylewam"odparłem i wtedy krasnal ze zręcznością prestigiditatora ,wyczarował flaszkę i trzy szklanki,zgrabnie porozlewał do pełna i rzekł"no to żeby się nam dobrze pracowało".Jednym haustem opróżnił szklankę,nawet się nie wykrzywiając,Adam tak samo.Nie mogłem być gorszy i po chwili przyjemny,gorący smak gorzałki palił me gardło."No to panowie na drugą nóżkę,bo się przewrócimy"powiedziałem i ujrzałem aprobatę w ich oczach.Po godzinie byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i tak jest do dziś.
Omówiliśmy zmiany i tu miałem szczęście,Adam jako najmłodszy nienawidził nocek,Heniutek też wolał być w domu,a mi w to graj.I tak przez 5 miesięcy,do maja,mieszkałem na kotłowni i żeby nie głupi przypadek...Ale o tym po tym [szanuje i ja go też].

środa, 25 czerwca 2008

Wyżerka była super,Sylwia córka "Teksasa",okazała się uczennicą szkoły gastronomicznej,gotowała lepiej od Kuronia.W trakcie posiłku zgadało się o Sylwestrze i Sylwia zaprosiła nas na imprezę do koleżanki.Zgodziliśmy się zastrzegając,że z kasą u nas cieniutko.Wtedy Robert,olbrzym tak miał na imię,zapytał się czy mamy papiery palacza,bo jest praca.Mirek nie miał,a ja...cóż uprawnienia miałem z 3 lata,pośredniak mnie na kurs wysłał,ale nie miałem obecnie meldunku.Robert powiedział,że coś się wymyśli i kazał mi przyjść po Nowym Roku.Pasiło mi to.
Z imprezy sylwestrowej pamiętam tylko przebudzenie na wersalce,z jakimś lachonem u boku.Co z nią robiłem,jak się nazywała,nie wiem.Wstałem,kopnąłem zwłoki zwinięte na dywanie i ruszyłem do wyjścia.Zwłoki buchnęły stekiem przekleństw,przeciągnęły się i wstały.Mirek wyglądał jak kolejna wersja Freddego Krugera,brakowało mu tylko nożyc w ręku."Pojebało cię chłopie,spać nie możesz?"ryknął z pretensją"ty to masz dobrze,zawsze jakąś sucz wyrwiesz,to niesprawiedliwe","zamknij się idioto,zobacz czy piwo jakieś zostało i zwijamy się"powiedziałem,dodając"jak przylezą starzy tej małolaty to co powiemy?że jesteśmy kolegami ze starszej klasy?spadamy i to już"."Dobra,dobra masz rację,ale swoją drogą to świnia jesteś.Sylwia migdaliła się do ciebie cały wieczór,a ty do wyra z tą polazłeś.Sylwia zawinęła się do domu.""Pierdolicie Hipolicie,nic nie pamiętam,a zresztą mam to w dupie, spadamy do ciebie i zostaw tą wódę,małolaci też będą zdychać jak się ockną,co my kurwa piliśmy,paliwo lotnicze?Odbija mi sie naftą."
Nowy Rok spędziliśmy na inteligentnej dyskusji o dupie Maryni,delektując się gorzałką,którą Mirek nie słuchając mnie,zawinął ze stołu małolatki.Myślałem o Robercie i o robocie,bo jak mawiali starożytni górale"bez pracy człek się łajdaczy", czy jakoś tak.

niedziela, 22 czerwca 2008

Rozległy się okrzyki"brawo,wreszcie ktoś tym smarkaczom dowalił""spieprzać gnojki,wynocha".Jeden z napadniętych,odszedł od Mirka i powiedział "dziękuję panie Bartku".Spojrzałem na niego uważnie,znałem go,to"Teksas" miłośnik jabcoków."Co ty Teksas powalony,jaki panie?Mało razem bełtów obaliliśmy?Nie pozwolę żeby smarkacze moich znajomych tłukli".W tym momencie z tłumu wyszły dwie osoby i skierowały się w naszą stronę.Ponad dwumetrowy olbrzym o parametrach małego czołgu i młoda,szczuplutka blondyneczka.Oboje podeszli do "Teksasa",objęli go pytając"tato,wszystko w porządku?".Zatkało mnie, nie wiedziałem ,że gościu ma rodzinę.Olbrzym chwilę z nim poszeptał,po czym podszedł do gówniarzy.Ci jak go zobaczyli nabrali nagle energii i ruchem przyspieszonym zwrotnym,zniknęli za zakrętem jak kamfora.Tymczasem olbrzym obrócił sie w moja stronę.Ludzie zaczęli sie rozchodzić,normalne koniec przedstawienia.Wielkolud wziął mnie w ramiona i powiedział"dzięki".Jeszcze dobrze nie wybrzmiały mi jego słowa,gdy blondi zawisła mi na szyi całując w policzki.Nie powiem,fajno było."Chwila,gdyby nie kumpel nic bym nie wskórał"powiedziałem wskazując na Mirka.Po chwili i on utonął w ich objęciach.Mimo naszych oporów zaprosili nas na obiad."Teksas" zaprosił też tego drugiego pobitego,"Maniek" tak sie przedstawił.

piątek, 20 czerwca 2008

Przypadki chodzą po ludziach.Gdy Mirek wyskrobał resztkę kasy na piwo,postanowiliśmy pójść do osiedlowego sklepiku.Ekipa sączyła niespiesznie czachojeby z gwinta,pozdrowili nas tradycyjnym
''dołóż zeta"i"jebane życie",tu akurat mieli rację.Kupiliśmy piwo i mieliśmy wychodzić,gdy pod sklepem rozpętało się piekło.Kilku napakowanych małolatów tłukło nie miłosiernie 2 osiedlowych pijaczków.Nie namyślając się wiele,powiedziałem do Mirka "chodż"i wyszliśmy.Gnojów było 5 ale my mieliśmy przewagę zaskoczenia.Pierwszego mięśniaka dopadł mój kopniak prosto w przyrodzenie,zakwilił i usiadł.Drugi nie zdążył się zorientować ,kiedy wykręciłem mu nadgarstek i nacisnąłem,tylko chrupnęło.Kątem oka zobaczyłem,że Mirek obalił 2 gnoi i kopał ich teraz po nerach.Został ostatni.Małe ,świńskie oczka patrzyły się na mnie z rozbrajającą tępotą.Głowa pozbawiona szyi,zaczęła się poruszać w przód i tył,usta chciały wydać jakiś dżwięk.Typ wyglądał jak neandertalczyk i podobnie jak on potrafił jedynie wycharczeć"wgrhy".Rzucił sie na mnie jak wygłodniały kojot na strusia pędziwiatra.Obróciłem się tylko na pięcie i ciosem w splot słoneczny posadziłem go na śniegu.Jeśli to prawda,że neandertale mieli małe mózgi,to ten nie miał go wcale.Rozejrzałem się wokół,troglodyci sprowadzeni do parteru ,zwijali się z bólu.Mirek rozmawiał z pijaczkami,a dookoła nas...Kurwa nie wiadomo kiedy,skąd,jak zebrało sie kilkanaście osób z pobliskich bloków.
Sylwester,znowu na rozdrożu.Jak tu nie pić?Poszedłem do Mirka,na szczęście nie spał jeszcze.Ululaliśmy się w trzy dupy.Logiczniej byłoby powiedzieć że we dwie,ale nieważne.Tak czy siak,obudziliśmy się po południu z kacem gigantem i dylematem gdzie iść na sylwka.?

środa, 18 czerwca 2008

Dała mi jakieś maście i tabletki przeciwbólowe ,dzięki czemu spałem jak niemowlę.Rano zbudziłem Mirka i poszliśmy na pociąg.Nietryb wyrwał kasę od Anki,ale oczywiście musiał zrobić niezbędne zakupy na drogę,czyli piwa i wódę.Nie powiem,żeby mnie to zmartwiło.Kupiliśmy bilety kredytowe i delektując się trunkami,w spokoju dojechaliśmy do celu.
Był póżny wieczór,gdy dotarłem do mieszkania Pięknej.Nie chciałem jej zbudzić,więc po cichu otworzyłem drzwi.Wszedłem do pokoju i...nie powiem,żeby to co ujrzałem,aż jakoś bardzo mnie zaskoczyło.Siedziała okrakiem na twarzy faceta obciągając mu fiuta,klasyczne6/9.Zauważyła mnie dopiero po chwili, gdy poprawiała włosy."Co ty...""co ja tu robię?sam się zastanawiam.Maciek to ty?Rozumiem,że z forsą jesteśmy kwita?W Paryżu ,za taką suczkę,wybuliłbyś więcej niż 100$."Obróciłem się i wyszedłem.Zaczynał się 31dzień grudnia,zajebiste zakończenie roku.Ale jak pisał Vonnegutt"zdarza się". No tak kurwa,zdarza się.

wtorek, 17 czerwca 2008

Polska wreszcie!Byliśmy w Kudowie ,ale co dalej?Mirek powiedział,że zna tu jedną lasencję i ona nas przekima.Poszliśmy więc do tej Anki,tak miała na imię,licząc na wyżerkę i nocleg.Otworzyła nam długonoga blondynka o zabójczym uśmiechu.Rzuciła się Mirkowi na szyję,skąd ten żul taką dupę wyrwał?Zrobiła kolację,postawiła jakieś wino,wytrawne więc nie piłem,wysłuchała naszej historii i zgodziła się nas przenocować.Zapytałem się o prysznic,nie było problemu.Gdy wracałem po kąpieli do pokoju gdzie mieliśmy spać z Mirkiem,dostrzegłem na jej twarzy wyraz obrzydzenia. ''Co jest?''zapytałem,''wiesz,nie gniewaj się, ale masz brudne nogi z tyłu'' , podniosłem szkitę i"o kurwa"wyrwało mi się z gardła.Ona zobaczyła chyba to samo,bo głośne ''o Boże'' zagłuszyło ''Wiadomości" w telewizorze.Na jednej i drugiej nodze,od zgięcia kolanowego do uda,granatowo czarny siniak prezentował swe wdzięki.''No brachu,jakżeś wytrzymał?Nie bolało cię?"zapytał Mirek,który wynurzył się z kuchni z piwem w ręce."Teraz kurwa,jak zobaczyłem zaczęło boleć,powiedzcie lepiej jak plecy wyglądają,bo też mnie coś łupie".''O rety,masz krwiaka po prawej stronie na pół pleców"powiedziała Anka.No tak,wiem czemu szczałem krwią,odbili pewnie nerkę.

poniedziałek, 16 czerwca 2008

Babiszon zasyczał "o co chodzi?".Grzecznie wytłumaczyliśmy ,że mamy sprawę do jej szefa,o dziwo przyjął nas od razu.Kurdupel,metr czterdzieści w kapeluszu,gdy tylko zaczęliśmy opowiadać o zdarzeniach na granicy,przerwał nam.Powiedział,że dzwonili do niego i poinformowali o incydencie."Hańbicie nasz naród,jak można było napaść na austriackich przyjaciół?"Chciałem wytłumaczyć,że to nie tak,żeby nas wysłuchał.Gdzie tam,powiedział,że mamy szczęście,że nie siedzimy w areszcie i lepiej żebyśmy wracali jak najszybciej do Polski.Gdy powiedziałem,że nie mamy pieniędzy na powrót i właśnie chcieliśmy o nie prosić,wybuchnął.Nie ma pieniędzy,nie da,mamy się wynosić bo wezwie ochronę.Wyszliśmy czym prędzej ,bo pianę zaczął toczyć ,a nie byliśmy szczepieni przeciwko wściekliżnie.Tak Polaku ,liczysz na pomoc za granicą?Gówno,twoje podatki idą na posadki dla takich gnoi.Stanęliśmy na placu Wacława,bez pomysłu co dalej.W pewnym momencie,rozglądając się dookoła,wzrok mój natrafił na napis Centrum Kultury i Sztuki Polskiej,poszliśmy tam.Seksi babeczka zagadnęła do nas po czesku.Gdy się zorientowała,że jesteśmy Polakami łamaną polszczyzną zaczęła z nami rozmawiać.Opowiedzieliśmy jej nasze przygody,kładąc nacisk na brak gotówki.I szok wyjęła korony i dała nam na bilety,obiecaliśmy oddać po przyjeżdzie do Polski,ale tyle sie wydarzyło że..sami wiecie.I tak dojechaliśmy do granicy w Nahodzie.

czwartek, 12 czerwca 2008

W Czeskich Budziejowicach mieliśmy czekać na pociąg do Pragi 2 godziny.Po kupieniu biletów zostało nam kilka koron,które chciałem poświęcić na piwo,suszyło mnie po rumie jak cholera.Mirek jednak wybłagał,bym dał mu kasę,a on,tak mówił,powiększy ją.Zgodziłem się dla świętego spokoju.Wziął forsę i w nogi,jak powiedziałby Woody Allen.Do odjazdu były tylko minuty, a tego łajzy nie było widać.Gdy już adrenalina zaczęła wypływać mi z potem,pojawił się.Nabąbany jak biszkopt,szedł ledwo powłócząc nogami,trzymając twardo w rękach 3 reklamówki."Zooobaacz cooo maaam"wybełkotał padając mi w ramiona.Kuknąłem do siatek,piwo i wóda."Kretynie,ukradłeś?"zapytałem."Wyywyyggrałłeem"wystękał,gdy wpychałem go do przedziału.Gdy przetrzeżwiał opowiedział,że wziął kupił talię i zaczął grać z Czechami w 3 karty,istny Franek Dolas cholera.
W Pradze,byliśmy przed południem,w miarę trzeżwi,lecz brudni i nieogoleni.Udaliśmy sie prosto do konsulatu,a tam....

wtorek, 10 czerwca 2008

Odłożyłem piłę i ruszyłem w ich stronę.Było to dwóch mężczyzn w mundurach,dróżnik i zawiadowca,jak się potem okazało.Zapytałem się czy mówią po niemiecku,skinęli w odpowiedzi głowami.Zacząłem im więc opowiadać co się stało.Słuchali w milczeniu,tylko kilka razy wyrwało im się "ne moze byt""to je prawda?"Gdy skończyłem ,zapytali sie co teraz zamierzamy.Powiedziałem,że czekamy na pociąg do Czeskich Budziejowic,a potem do Pragi do ambasady po pomoc.Zaproponowali byśmy do pociągu,poszli do nich.Okazało się,że niecałe 50 metrów dalej jest dom dróżnika,którego w tym śniegu nie dojrzałem.Gdy doszliśmy na miejsce,zrobili kanapki,gorącą herbatę,na stół postawili butelkę rumu i raz jeszcze kazali se wszystko opowiedzieć ,ze szczegółami.W międzyczasie wyjęli karty i zaczęliśmy grać w remika.Było póżniej niż nam się zdawało,a czas leciał szybko przy rozmowie i kielichu.Tuż przed wyjściem na pociąg,Ondrich- tak sie nazywał dróżnik,dał Mirkowi grubą,kolejarską kurtkę.Zawiadowca Janek powiedział ,że do Budziejowic możemy jechać spokojnie,pogada z konduktorem, a na Pragę tyle powinno nam wystarczyć i wyjął 300 koron.Łzy stanęły mi w oczach,przywrócili mi wiarę w ludzi,jak sie okazało na krótko niestety.
Gdy wróciłem,Mirek siedział w kącie i dygotał z zimna.Dopiero teraz dotarło do mnie,że jest tylko w swetrze!"Gdzie masz kurtkę ciamajdo?""została w pociągu"odparł.No ładnie,chuj wie która godzina,bo oboje nie mieliśmy zegarków,śnieg sypie ,wiatr piżdzi,mróz coraz większy,a my siedzimy w jakiejś budzie,pamiętającej czasy cesarza Franciszka Józefa.Trzeba by się rozgrzać, bo pomarzniemy do rana.Rozejrzałem sie wokół,mój wzrok padł na stojący w rogu duży,metalowy kosz."Masz zapałki?"zapytałem"mam,ale o co...""zamknij się,pamiętasz jak w stanie wojennym,zomowcy się ogrzewali na mrozie?""co ty tu teraz pierdolisz o zomowcach,zimno jak..""Widzisz ten kosz głąbie?Są w nim jakieś śmieci,pójdę po jakieś drewno,rozpali sie i będzie ciepło,kumasz?""Kumam ,kumam idż po drzewo".Wyszedłem z"pseudo-stacji" raz jeszcze.Do najbliższych zabudowań było dość daleko,w dodatku śnieg tak sypał,że prawie nic nie było widać.Obszedłem barak dookoła i zobaczyłem małe drzwiczki,zamknięte na kłódkę.Ryzyk fizyk pomyślałem,złapią trudno,trza ryzykować.Naparłem barkiem o drzwi i pssyk otworzyły się.Była to malutka komórka z narzędziami,znalazłem na wyczucie piłę i miałem wychodzić, gdy usłyszałem jakieś głosy...

poniedziałek, 9 czerwca 2008

taki ryj miałem wtedy prawie bin laden

niedziela, 8 czerwca 2008

Gromki śmiech podniósł nas na nogi.Skurwiele zabawę sobie zrobili,chcieli nas nastraszyć,udało im się,nie powiem.Spojrzałem na Mirka,jeśli wyglądałem w połowie jak on,to szok.Oczy nabrzmiałe krwią,pałały chęcią mordu.Nie dziwiłem się,jakbym miał wtedy broń,bez wahania bym jej użył.Nagle,nie wiadomo skąd zjawił się ten brodaty Czech.Podszedł do nas i kazał iść za sobą.Co mieliśmy robić,gorzej już być nie mogło.Wsiedliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy.Po kilku minutach znależliśmy się na przejściu granicznym Dolni Dvoriste.Powiedział,że to granica czesko-austriacka i że mamy wracać do Polski,bo do Austrii nas już nie wpuszczą.To wszystko co mógł dla nas zrobić.Pokazał nam jeszcze jak dojść do stacji kolejowej i odjechał.Poczłapaliśmy więc w kierunku,który nam wskazał,brudni,pobici z kilkoma koronami w kieszeniach,bez bagażu.Po pół godzinie marszu w śniegu,który akurat zaczął sypać jak szalony,stanęliśmy przed czymś, co miało być stacją kolejową.Nie wiem jak to opisać-horror.Barak 10m2,3m wysokości,żadnej kasy,okienka,nic.Do ściany przybita czarna,szkolna tablica,a na niej kredą napisane nazwy 4 pociągów.Najbliższy mieliśmy o5 rano do Czeskich Budziejowic.Czułem się jak w komiksie o Tytusie,Romku i Atomku,dobrze,że nie było napisane dopuszczalne spóżnienie pół roku,bo umarłbym ze śmiechu.A śmiać się nie było z czego.Gdy poszedłem się wysikać,z moczem poszła krew.Co oni mi kurwa zrobili?
Jedno z nielicznych zdjęć mej meliny z lat 90,na tym spałem

czwartek, 5 czerwca 2008

Gdy zastanawiałem się co z nami zrobią,wszedł dwumetrowy brodacz,jak się okazało pepik.Pół po polsku ,pół po czesku,zapytał się co jest grane.Opowiedziałem mu całą sytuację,kładąc nacisk na gestapowskie zachowanie Austriaków.Wysłuchał spokojnie i obiecał ,że porozmawia z nimi.I faktycznie po chwili wziął ich na stronę i coś im tłumaczył.Po kilku minutach ,któryś z faszystów,bo tak ich trzeba nazwać,podszedł do nas i powiedział,że jedziemy.Gdzie?Po co?Dlaczego?Nie było odpowiedzi.Wcisnęli nas na kopach,mnie do jednego auta,Mirka do drugiego.Jedziemy,ciemno jak w dupie Klossa,piżdzi jak w kieleckim,śnieg napierdziela jak oszalały.Po kwadransie zatrzymujemy się.Każą nam wysiadać.Las,ciemno ,las nogi mi się trzęsą jak galareta,w plecy wbija mi sie lufa karabinu.Prowadzą nas na jakaś polankę,każą stanąć na baczność i nie ruszać się.Nie wiem czy stoję minutę czy dziesięć,w pewnej chwili ciszę przerywa seria z automatu,padamy z Mirkiem na glebę.Popuściłem w spodnie ....

środa, 4 czerwca 2008

Chciałem wytłumaczyć,że to pomyłka,gdy padł rozkaz"rozbierać się".Nie było łatwo,jedną ręką ściągnąć łachy,jednak udało się,po chwili staliśmy jedynie w slipach.Kazali je ściągnąć,obrócić się i pochylić.Poczułem ból w tyłku,gnój sprawdzał czy nie mamy narkotyków w odbycie!!Nic nie znależli,więc pozwolili się nam ubrać.Kurwa grzebali mi w dupie paluchami!!!!Bydlaki!!!"Uduszę,kurwa gnoja,który mnie obmacywał" wykrzyczał Mirek,"zamknij się debilu i nic nie kombinuj,chuja znależli będą musieli nas puścić"powiedziałem,lecz tak naprawdę myślałem inaczej.Zatrzymali nas w sumie bez powodu,muszą więc coś wymyślić by wyjść z twarzą.

wtorek, 3 czerwca 2008

Skończył opowiadać,gdy weszło 4 esesmanów.Mirek dostał tylko raz pałą w brzuch i zgiął się wpół,mnie zdzielili najpierw w zgięcie kolanowe,potem tłukli po nerkach.Po kilku minutach katorgi zaczęli wreszcie mówić.Powiedzieli,że jesteśmy podejrzani o przemyt narkotyków.Zbaraniałem,jakie narkotyki o co chodzi?Jeden z nich podsunął mi pod nos fotografię typa rzeczywiście podobnego trochę do Mirka."On to przemytnik,ty jego ochrona"darł mi się nad głową.Poczekałem,aż się wygada i zadałem fundamentalne pytanie"ok.to gdzie te narkotyki?"."gdzie wasz bagaż?""w pociągu" odpowiedziałem"nie pierdol,pociąg odjechał".Zmartwiałem,jeśli pociąg odjechał,to jesteśmy ugotowani.Wszystkie pieniądze,żarcie,ciuchy mieliśmy w plecakach,w kurtce,którą na szczęście miałem na sobie wychodząc z przedziału,miałem paszport i trochę koron czeskich.Spojrzałem na Mirka,rozumiał piąte przez dziesiąte,co gość gadał,ale najważniejsze do niego dotarło.Wybałuszył oczy i powtarzał jak mantrę"kurwa,kurwa,kurwa".

poniedziałek, 2 czerwca 2008

Zaciągnęli nas do jakiejś budy,ich strażnica chyba? skuli ręce kajdankami i przytwierdzili do kaloryfera."Aleś nawywijał" powiedział Mirek."ja?idioto co żeś wyrabiał z tą dupą w pociągu?" zapytałem,ledwo panując nad sobą.Zaczął opowiadać,okazało się,że gdy tylko zobaczył tę babkę,postanowił ją poderwać.Myślał,że to czeska konduktorka,więc zaczął do niej umizgi.Nagle nie wiadomo skąd,zjawili się ci Austriacy i zaczęli go szarpać.

czwartek, 29 maja 2008

Zanim doszedłem do stolika,zjawiło się koło niego 4 typów w mundurach ss i zaczęli go ciągnąć w stronę korytarza.Pociąg zaczął hamować...granica.Podszedłem bliżej i zapytałem się Mirka "co jest grane?"."Chuje chcą mnie cofnąć do Czech,zrób coś" usłyszałem błagalny bełkot.Chciałem zapytać się ,co sie stało,jednak w momencie gdy otwierałem usta,jeden z gestapowców walnął mnie pałką w splot,a drugi szarpnął z całej siły.Wypadłem z wagonu prosto na barierki odgradzające perony.Byłem w szoku,kątem oka ujrzałem Mirka szarpiącego się z innym esesmanem.Wtedy poczułem ból w lewej ręce...Któryś z bydlaków chciał mi założyć kajdanki,wykręcając rękę.Nie wytrzymałem...zgiąłem lewą nogę w kolanie przerzucając jednocześnie cały ciężar na prawo,zrobiłem półobrót i otwartym nadgarstkiem uderzyłem w facjatę typa,stojącego za mną.Co było dalej ,wiem tylko z opowieści Mirka,tak szybko to sie stało.Gostek fiknął orła,wpadając jednocześnie na dwóch żandarmów,stojących za nim...Domino...Ja usłyszałem tylko"nicht schissen" i świst kul wbijających sie w śnieg u mych butów. Padłem jak długi.Wiedziałem,mamy przejebane....

środa, 28 maja 2008

Z wrocka pojechaliśmy z Mirkiem do Pragi.Pogoda jak na grudzień,była super,5 na plusie,słonko na niebie,poezja.Pragi oczywiście nie zwiedziliśmy,bo utkwiliśmy na "browarku".Wypiliśmy po kilka kufli,zapijając czeskim zwyczajem rumem.I to był błąd,nawet wiel-błąd.Ja oczywiście byłem zahartowany w piciu mieszanek,Mirek miał niestety mniej odporną głowę.Zaciągnąłem go jednak do pociągu i ruszyliśmy do Linzu.Po godzinie jazdy zaczął dochodzić do siebie."O mój łeb,nigdy więcej rumu" powiedział po przebudzeniu,patrząc wokół nieprzytomnym wzrokiem."Jak nie umiesz to nie pij" odezwałem się z wyższością w głosie"teraz śpij i trzeżwiej,niedojdo musimy jakoś wyglądać"pouczałem go,nie pamiętając ,że kilka tygodni wcześniej stan w jakim sie znajdował,był dla mnie codziennością.Kiwnął głową i powiedział,że idzie do kibla.Nie było go ponad pół godziny,więc poszedłem go szukać.W kiblu rzecz jasna echo,mój nos skierował mnie zatem do wagonu restauracyjnego.Siedział przy stoliku i dyskutował zawzięcie z jakąś blondyną w mundurze.Umiał po czesku?!

poniedziałek, 26 maja 2008

Impreza była super,nawet się nie skułem,co było nie lada wyczynem ,tyle było alkoholu.Maciek kasy miał jak Rockefeller,kilkaset dolców co najmniej w portfelu.Miał być w Polsce do Sylwestra,potem wracał do Francji.Dzień po świętach27,przyjechał do nas i od progu krzyknął,że ma dla mnie robotę w Austrii.Otóż zadzwoniła do niego znajoma,że potrzebuje 2 ludków do pracy w rzeżni,natychmiast.Do nowego roku trza tam wysprzątać ,wymalować i takie tam duperele.Zapytał się czy jadę i czy mam jakiegoś kumpla.Spojrzałem na Piękną,kiwnęła głową i powiedziała,że to szansa na zarobienie ładnej kasy.Co miałem do stracenia?Problem był jedynie z kasą na wyjazd,ale tu Maciek zaśmiał się tylko,wyjął 100$ i powiedział ,że jak zarobię to oddam.Zadzwoniłem do Mirka,bo wiedziałem że nie ma pracy,zgodził się jechać od razu.Sprawdziłem połączenia i wykombinowałem,że jak wieczorem pojedziemy do Pragi,to rano będziemy w Linzu,bo tam mieliśmy pracować.Dla pewności zadzwoniłem do tej kobitki i faktycznie ,kazała przyjeżdżać jak najszybciej.Spakowałem się i ruszyłem w podróż, którą zapamiętam do końca życia.....

piątek, 23 maja 2008

Zaczęliśmy rozmawiać, opowiedziałem mu o rozwodzie i o jego konsekwencjach,nic nie ukrywałem bo to w końcu przyjaciel.Oczywiście pochwaliłem się piękną,gdy zobaczył zdjęcie przeciągły gwizd rozdarł powietrze."No to musimy się spotkać,zapraszam was jutro do mnie na imprezę" powiedział, a ja się zgodziłem.Maciek,jak sam mi powiedział,urządził się we Francji ekstra.Poznał tam jakąś bogaczkę i mieszkał w willi pod Paryżem.Gdy zobaczyłem furę jaką przyjechał,kopara opadła mi do podłogi.
Piękna była zadowolona,ze wreszcie pozna mojego kumpla,normalnego nie węglarza.
















'

wtorek, 20 maja 2008

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia pierwsze,które mieliśmy spędzić razem.Wóz się zepsuł,więc poszliśmy całą załogą na piwo.Nie bylem tego dnia umówiony z piękną,tak więc spokojnie sączyłem piwo,gdy nagle potężne uderzenie w plecy postawiło mnie na równe nogi.Obróciłem się błyskawicznie i ujrzałem szczerzące się zębiska."Yoyo ,stary palancie jak żyjesz?"usłyszałem ,nim typ zawisł mi na szyi.Maciek,mój przyjaciel od podstawówki,nie widzieliśmy się chyba z 3 lata.
Była piękną,posągową brunetką.Miała 40 lat ,była więc starsza ode mnie o 7lat,ale wyglądała najwyżej na 25.Straciłem zupełnie głowę.Przysięgałem sobie przecież,że już nie powtórzę poprzednich błędów,niestety uczucie nie wybiera,a raczej wybiera frajera.Jak ją poderwałem,nie wiem do dzisiaj.Była tip-top.W każdym razie zaczęliśmy się spotykać.Pieniądze z węgla,które zarabiałem,starczały mi na cotygodniowe,sobotnie spotkania.Piłem teraz tylko piwo,nie wiem kiedy,przestało mnie ciągnąć do kieliszka,zacząłem wychodzić na prostą.W łóżku było nam super,spędzaliśmy godziny na wyuzdanym seksie,była jedyną kobietą przy której ''johny'' był non stop sztywny.Pieściłem łechtaczkę językiem,jednocześnie ugniatając jej sterczące sutki palcami.Podczas orgazmu jęczała głośno,wbijając paznokcie ,aż do krwi w moje plecy.Byłem szczęśliwy.Opowiedziałem jej osobie,o mojej byłej,o chlaniu...Głaskała mnie po głowie,słuchając w skupieniu.Nie powiedziała nic,tylko zaczęliśmy się kochać.Czułem,że mnie rozumie i akceptuje.Wreszcie coś było ważne.Szarość ustąpiła kolorom życia.Minęło pół roku,miłość kwitła.nic nie zapowiadało nadciągającej katastrofy....

czwartek, 15 maja 2008

Zacząłem jeżdzić na węglu.Wciskanie ludziom kitu,że w przegrodzie jest 750 kg,gdy było 250 szło mi nad wyraz dobrze.Oczywiście cały czas ,w trasie żłopało się piwo i wino,ale szefa to nie obchodziło,towar schodził,więc było ok.Przez miesiąc uzbierałem trochę grosza i postanowiłem wynająć jakiś pokój.O dziwo mimo,iż nie wylewałem za kołnierz,coraz rzadziej byłem nagrzany.Praca jednak konserwuje.Niestety o mieszkaniu mogłem jedynie pomarzyć.Ceny,ceny,ceny.Poszedłem na łowy,kurde nie najgorzej wtedy wyglądałem,chlanie mnie wyszczupliło,broda zakrywała twarz,w sumie oki doki.Przez pierwsze 3 tygodnie nie miałem szczęścia,ale w czwartym..

wtorek, 13 maja 2008

Codzienne balangi,doprowadziły mieszkanie prawie do ruiny.Po miesiącu,gdy trochę przetrzeżwiałem ,postanowiłem ogarnąć co nie co chatę.Odmalowałem kuchnię i pokój.I wszystko było by ok na jej powrót,gdyby koleś nie przyprowadził jednej łyżwy.Komórkę miał wtedy mało kto,tak więc nie wiedziałem dokładnie,kiedy M wróci,a ona zrobiła mi niespodziankę.Bzykałem małolatę na tapczanie,w pokoju.Tak darła koparę,że nie usłyszałem otwierania drzwi.M weszła i dalej wiadomo,sajgon,zadyma,chińskie rambadżu.Wyleciałem z chaty lotem koszącym,z ch...i krzyżykiem na drogę,w sumie o co jej chodziło,mogła się przyłączyć....
Znów przez swą głupotę wylądowałem na ulicy.Ale teraz miałem już doświadczenie,wiedziałem jak kombinować.Przede wszystkim,zarobić trochę grosza,wyglądać w miarę normalnie i na łowy.Nie żebym chciał być drugim tulipanem,ale skoro raz niewielkim nakładem ,zbajerowałem klientkę,to czemu ma się znów nie udać?Zacząłem chodzić po restauracjach,na dyskoteki i dancingi.Disco szybko sobie odpuściłem,owszem można było wyrwać laski,ale przeważnie małolaty na garnku taty.Nie o takie mi chodziło.Dancingi to co innego,przychodziły porzucone 30ki,rozwódki,wdowy.Pozostawało wymyślić legendę na swój temat,no i mieć trochę grosza na początek.I tu problem.Grosz wyszarpany M kończył się,podjąłem decyzję,znajdę jakąś fuchę.

poniedziałek, 12 maja 2008

Po tygodniu znajomości M dostała ofertę pracy na 2 miesiące we Francji, jako opiekunka.Nie chciała jechać,ale ją przekonałem,że to szansa na ładną kasę,że jak wróci to będzie kasa na jakiś interes itd. Pojechała, zostawiając mi klucze.No i się zaczęło...
Jak ja musiałem kombinować!Po pierwszych dniach,kiedy powiedziałem,że mam urlop,zacząłem udawać,że pracuję.Wychodziłem o 5 rano w teren,wracałem o 18.Jakim cudem nie widziała ,że jestem na bani?Proste,mało kto pozna,czy jestem trzeżwy, czy pijany,poza tym mam mocny łeb.Tak mi się przynajmniej wydawało.Wszystkie pytania o dom,rodzinę zbywałem...do czasu.Pewnego dnia powiedziałem,że jestem w trakcie rozwodu i nie chcę z żoną mieszkać , bo są kłótnie,M uwierzyła.
Zastanawiająca dla mnie, jest postawa ówczesnych znajomych.Musieli widzieć co się dzieje ze mną,jednak nie reagowali.Wiele lat póżniej,jeden z nich powiedział,że myśleli,iż cały czas jestem załamany po rozwodzie i nikt nie wiedział ,że nie mam gdzie mieszkać.Rzeczywiście nie obnosiłem się ze swą "bezdomnością",oszukując innych twierdzeniem,że wszystko gra,oszukiwałem też siebie.Iluzorycznie wierzyłem,że jest ok.,nie było.
W czasie pierwszej zimy,wyczaiłem miejsce, skąd można było bezpiecznie dżwigać złom.To był złoty interes,dziennie potrafiłem wyszarpać nawet stówkę,to były spore pieniążki. Kupiłem czyste łachy,ogoliłem się i zacząłem kombinować jakby tu coś większego zarobić.Poznałem wtedy M.,skromną ,drobniutką absolwentkę polonistyki.Spotkaliśmy się kilka razy,oczywiście ściemniałem ją na swój temat-przedstawiałem się jako akwizytor,jednej z firm alkoholowych[sic!],łykała wszystko jak pelikan żabę.Po paru dniach wylądowaliśmy u niej w chacie, no i wiadomo sex...Byłem wyposzczony, jak arab po ramadanie,więc walcowaliśmy całą noc.Ranem była już moja-zakochana na 102.

czwartek, 8 maja 2008

Miałem wyrzuty sumienia?Wtedy nie myślałem chyba o tym.Raczej strach,do czego jeszcze mogę się posunąć.W każdym razie miałem forsę,a to wtedy było najważniejsze.Gdy teraz myślę o tamtej chwili,zdaję sobie sprawę, że straciłem jakąś szansę.Miałem wystarczającą ilość pieniędzy na wyjazd np, do Niemiec,miałem tam znajomości,ale nie skorzystałem z tego.Wolałem przyprawiać z żulami i wspominać dawne,dobre czasy.
Smród niemytego ciała,brudne włosy,paznokcie...po jakimś czasie się tego nie zauważa,tylko półgębkiem rzucone uwagi ,ale lump,świadczą,że coś jest nie tak. Ale zlewasz to, liczy się tylko bania,odlot.
Po tej zadymie rozeszła się fama,że jestem świr i lepiej ze mną nie zaczynać.Mimo to,od tamtej pory nie rozstawałem się z "kosą".
Zbliżała się zima.Początkowo nie docierało do mnie,co to oznacza,non stop byłem nawalony.Jednak pewnego dnia obudził mnie taki mróz,że oprzytomniałem natychmiast.Co tu zrobić?Do noclegowni nie pójdę,nie można pić.W baraku nie ma pieca.Zacząłem myśleć.Altanki-tam może znajdę butlę z gazem.I rzeczywiście, już w 3 altanie butla była.Teraz trzeba ją nabić,a kasy echo.Wtedy po raz pierwszy okradłem kogoś.
Wiedziałem,że jedna babka mieszka sama i co niedziel chodzi na 18 na mszę.Wejście do chaty,było prostsze niż budowa ruskiej łodzi podwodnej,wystarczyło zaprzeć się o drzwi i zapadka puściła.Obiecałem sobie wcześniej,że wezmę tylko na gaz i żarcie i tak chciałem zrobić.Ale jak byłem w środku,to pomyślałem czy wezmę zeta czy milion ,wyrok taki sam.Baba miała biżuterii jak Lukrecja Borgia,lecz ją zostawiłem,szukałem gotówki.Znalazłem pod bielizną[sic!]w szafie,10 baniek[starych],50 $ i bony pko.Wziąłem kasę,zostawiając bony i milion,żeby baba jakoś przeżyła.Nie był to jakiś gest,myślę raczej,że resztki godności się włączyły.
Mieliśmy szczęście oboje on, że uderzyłem za lekko ja,że nie zabiłem człowieka.Szkło tylko rozerwało mu koszulę,ślizgając się po brzuchu lekko go tnąc.Typ zerwał się z szalonym wrzaskiem,wypadł z baraku z szybkością jakiej Carl Levis na sterydach,by mu zazdrościł.Drugi gostek,stał w rogu z połamaną ręką i zwijał się w paroksyzmach bólu."Co stoisz?Spierdalaj" krzyknąłem.On również zwiewał w tempie godnym mistrza sprintu.Po ich odejściu spojrzałem na swoje,zakrwawione ręce,trzęsły się jak nóżki w galarecie na babcinym stole.Podszedłem do szafki,gdzie trzymałem swoje bety i wyjąłem małe lusterko.Spojrzałem i... przeraziłem się.Oczy czerwone jak angor,twarz wykrzywiona w grymasie szaleństwa,piana sącząca się z ust,nie dziwota,że typy tak spierniczali,wyglądałem jak świr.Uświadomiłem sobie,że przed chwilą mało co, a zabiłbym ludka.I kurwa,nic mnie to nie obeszło.Dotarło do mnie tylko,że umiałbym zabić.Wpadłem w euforię,wybiegłem przed barak krzycząc"kurwa no kto jeszcze,kurwa,no kto?".Centralnie odjebało mi.
'

środa, 7 maja 2008

Problem spania rozwiązałem szybko,pustostanów opór.Gorzej z żarciem,ciekawe że gorzałe na krechę na mecie dostaniesz,ale chleba nie uwidzisz.Zaczął się upadek.Dzień za dniem bania,bania,non stop delirka,zamartwianie się o chlańsko,żeby coś wykręcić.Pierwszych tygodni nie pamiętam,aż pewnego dnia....
Spałem jak zabity,gdy potężny kopniak w nery przywołał mnie do rzeczywistości.Dwóch znanych mi z widzenia lumpów,stało nade mną z ''tulipanami''w rękach."Spierdalaj łajzo,teraz my tu będziemy mieszkać" krzyczeli,kopiąc mnie gdzie popadnie.Mieli pecha,byłem w miarę przytomny.W pewnej chwili zerwałem się na nogi,podciąłem jednego,drugiemu wykręciłem rękę,usłyszałem trzask łamanej kości i nieziemskie wycie wwierciło mi się w czaszkę.Z pianą na ustach,obróciłem się w stronę drugiego gościa,wstawał z podłogi, a raczej z tego co ją udawało.Nie myśląc co robię,wyrwałem mu "tulipana" z ręki i wbiłem w brzuch...

dno

Jak żyć bez kasy,domu?Picie nie było problemem,zawsze się uzbierało na buzona,ale gdzie mieszkać?Pracy nie było,bezrobocie największe w kraju,zresztą jaka praca?Byłem bez wykształcenia,zawodu, na budowlance się nie znałem,zresztą byłych górników nie chciano zatrudniać.Sam nie wiem, kiedy wpadłem w cug alkoholowy.Najpierw były wina,nalewki tzw.czachojeby,potem....dno.

od menela do blogera

Pijąc sobie spokojnie piwko,zdumiewam się jaką drogę przeszedłem,od menela do blogera.
Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział,że będę opisywał swoją historię w necie,popukałbym się w czoło. Dziś mam komfort,norka 20 m2,ale wcześniej...
To było pół roku po rozwodzie, zostawiłem swej eks wszystko,byle szybciej się rozstać.Wyjechałem do Niemiec,wracam,pukam a tu obcy gość mówi pana żona sprzedała nam dom,a tu jest pismo do pana.Zdębiały czytam...eksmisja w nieznane.Pędem do lokalówki,a tam mówią ,że jestem bezdomny w świetle przepisów...Załamka...zacząłem dawać w palnik,kasa z Niemiec topniała błyskawicznie,po pół roku nie miałem na wynajęcie pokoju....wylądowałem na ulicy...bez kasy,meldunku,pracy..co robić?
Zaczęło się piekło bezdomności.....