czwartek, 29 maja 2008

Zanim doszedłem do stolika,zjawiło się koło niego 4 typów w mundurach ss i zaczęli go ciągnąć w stronę korytarza.Pociąg zaczął hamować...granica.Podszedłem bliżej i zapytałem się Mirka "co jest grane?"."Chuje chcą mnie cofnąć do Czech,zrób coś" usłyszałem błagalny bełkot.Chciałem zapytać się ,co sie stało,jednak w momencie gdy otwierałem usta,jeden z gestapowców walnął mnie pałką w splot,a drugi szarpnął z całej siły.Wypadłem z wagonu prosto na barierki odgradzające perony.Byłem w szoku,kątem oka ujrzałem Mirka szarpiącego się z innym esesmanem.Wtedy poczułem ból w lewej ręce...Któryś z bydlaków chciał mi założyć kajdanki,wykręcając rękę.Nie wytrzymałem...zgiąłem lewą nogę w kolanie przerzucając jednocześnie cały ciężar na prawo,zrobiłem półobrót i otwartym nadgarstkiem uderzyłem w facjatę typa,stojącego za mną.Co było dalej ,wiem tylko z opowieści Mirka,tak szybko to sie stało.Gostek fiknął orła,wpadając jednocześnie na dwóch żandarmów,stojących za nim...Domino...Ja usłyszałem tylko"nicht schissen" i świst kul wbijających sie w śnieg u mych butów. Padłem jak długi.Wiedziałem,mamy przejebane....

środa, 28 maja 2008

Z wrocka pojechaliśmy z Mirkiem do Pragi.Pogoda jak na grudzień,była super,5 na plusie,słonko na niebie,poezja.Pragi oczywiście nie zwiedziliśmy,bo utkwiliśmy na "browarku".Wypiliśmy po kilka kufli,zapijając czeskim zwyczajem rumem.I to był błąd,nawet wiel-błąd.Ja oczywiście byłem zahartowany w piciu mieszanek,Mirek miał niestety mniej odporną głowę.Zaciągnąłem go jednak do pociągu i ruszyliśmy do Linzu.Po godzinie jazdy zaczął dochodzić do siebie."O mój łeb,nigdy więcej rumu" powiedział po przebudzeniu,patrząc wokół nieprzytomnym wzrokiem."Jak nie umiesz to nie pij" odezwałem się z wyższością w głosie"teraz śpij i trzeżwiej,niedojdo musimy jakoś wyglądać"pouczałem go,nie pamiętając ,że kilka tygodni wcześniej stan w jakim sie znajdował,był dla mnie codziennością.Kiwnął głową i powiedział,że idzie do kibla.Nie było go ponad pół godziny,więc poszedłem go szukać.W kiblu rzecz jasna echo,mój nos skierował mnie zatem do wagonu restauracyjnego.Siedział przy stoliku i dyskutował zawzięcie z jakąś blondyną w mundurze.Umiał po czesku?!

poniedziałek, 26 maja 2008

Impreza była super,nawet się nie skułem,co było nie lada wyczynem ,tyle było alkoholu.Maciek kasy miał jak Rockefeller,kilkaset dolców co najmniej w portfelu.Miał być w Polsce do Sylwestra,potem wracał do Francji.Dzień po świętach27,przyjechał do nas i od progu krzyknął,że ma dla mnie robotę w Austrii.Otóż zadzwoniła do niego znajoma,że potrzebuje 2 ludków do pracy w rzeżni,natychmiast.Do nowego roku trza tam wysprzątać ,wymalować i takie tam duperele.Zapytał się czy jadę i czy mam jakiegoś kumpla.Spojrzałem na Piękną,kiwnęła głową i powiedziała,że to szansa na zarobienie ładnej kasy.Co miałem do stracenia?Problem był jedynie z kasą na wyjazd,ale tu Maciek zaśmiał się tylko,wyjął 100$ i powiedział ,że jak zarobię to oddam.Zadzwoniłem do Mirka,bo wiedziałem że nie ma pracy,zgodził się jechać od razu.Sprawdziłem połączenia i wykombinowałem,że jak wieczorem pojedziemy do Pragi,to rano będziemy w Linzu,bo tam mieliśmy pracować.Dla pewności zadzwoniłem do tej kobitki i faktycznie ,kazała przyjeżdżać jak najszybciej.Spakowałem się i ruszyłem w podróż, którą zapamiętam do końca życia.....

piątek, 23 maja 2008

Zaczęliśmy rozmawiać, opowiedziałem mu o rozwodzie i o jego konsekwencjach,nic nie ukrywałem bo to w końcu przyjaciel.Oczywiście pochwaliłem się piękną,gdy zobaczył zdjęcie przeciągły gwizd rozdarł powietrze."No to musimy się spotkać,zapraszam was jutro do mnie na imprezę" powiedział, a ja się zgodziłem.Maciek,jak sam mi powiedział,urządził się we Francji ekstra.Poznał tam jakąś bogaczkę i mieszkał w willi pod Paryżem.Gdy zobaczyłem furę jaką przyjechał,kopara opadła mi do podłogi.
Piękna była zadowolona,ze wreszcie pozna mojego kumpla,normalnego nie węglarza.
















'

wtorek, 20 maja 2008

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia pierwsze,które mieliśmy spędzić razem.Wóz się zepsuł,więc poszliśmy całą załogą na piwo.Nie bylem tego dnia umówiony z piękną,tak więc spokojnie sączyłem piwo,gdy nagle potężne uderzenie w plecy postawiło mnie na równe nogi.Obróciłem się błyskawicznie i ujrzałem szczerzące się zębiska."Yoyo ,stary palancie jak żyjesz?"usłyszałem ,nim typ zawisł mi na szyi.Maciek,mój przyjaciel od podstawówki,nie widzieliśmy się chyba z 3 lata.
Była piękną,posągową brunetką.Miała 40 lat ,była więc starsza ode mnie o 7lat,ale wyglądała najwyżej na 25.Straciłem zupełnie głowę.Przysięgałem sobie przecież,że już nie powtórzę poprzednich błędów,niestety uczucie nie wybiera,a raczej wybiera frajera.Jak ją poderwałem,nie wiem do dzisiaj.Była tip-top.W każdym razie zaczęliśmy się spotykać.Pieniądze z węgla,które zarabiałem,starczały mi na cotygodniowe,sobotnie spotkania.Piłem teraz tylko piwo,nie wiem kiedy,przestało mnie ciągnąć do kieliszka,zacząłem wychodzić na prostą.W łóżku było nam super,spędzaliśmy godziny na wyuzdanym seksie,była jedyną kobietą przy której ''johny'' był non stop sztywny.Pieściłem łechtaczkę językiem,jednocześnie ugniatając jej sterczące sutki palcami.Podczas orgazmu jęczała głośno,wbijając paznokcie ,aż do krwi w moje plecy.Byłem szczęśliwy.Opowiedziałem jej osobie,o mojej byłej,o chlaniu...Głaskała mnie po głowie,słuchając w skupieniu.Nie powiedziała nic,tylko zaczęliśmy się kochać.Czułem,że mnie rozumie i akceptuje.Wreszcie coś było ważne.Szarość ustąpiła kolorom życia.Minęło pół roku,miłość kwitła.nic nie zapowiadało nadciągającej katastrofy....

czwartek, 15 maja 2008

Zacząłem jeżdzić na węglu.Wciskanie ludziom kitu,że w przegrodzie jest 750 kg,gdy było 250 szło mi nad wyraz dobrze.Oczywiście cały czas ,w trasie żłopało się piwo i wino,ale szefa to nie obchodziło,towar schodził,więc było ok.Przez miesiąc uzbierałem trochę grosza i postanowiłem wynająć jakiś pokój.O dziwo mimo,iż nie wylewałem za kołnierz,coraz rzadziej byłem nagrzany.Praca jednak konserwuje.Niestety o mieszkaniu mogłem jedynie pomarzyć.Ceny,ceny,ceny.Poszedłem na łowy,kurde nie najgorzej wtedy wyglądałem,chlanie mnie wyszczupliło,broda zakrywała twarz,w sumie oki doki.Przez pierwsze 3 tygodnie nie miałem szczęścia,ale w czwartym..

wtorek, 13 maja 2008

Codzienne balangi,doprowadziły mieszkanie prawie do ruiny.Po miesiącu,gdy trochę przetrzeżwiałem ,postanowiłem ogarnąć co nie co chatę.Odmalowałem kuchnię i pokój.I wszystko było by ok na jej powrót,gdyby koleś nie przyprowadził jednej łyżwy.Komórkę miał wtedy mało kto,tak więc nie wiedziałem dokładnie,kiedy M wróci,a ona zrobiła mi niespodziankę.Bzykałem małolatę na tapczanie,w pokoju.Tak darła koparę,że nie usłyszałem otwierania drzwi.M weszła i dalej wiadomo,sajgon,zadyma,chińskie rambadżu.Wyleciałem z chaty lotem koszącym,z ch...i krzyżykiem na drogę,w sumie o co jej chodziło,mogła się przyłączyć....
Znów przez swą głupotę wylądowałem na ulicy.Ale teraz miałem już doświadczenie,wiedziałem jak kombinować.Przede wszystkim,zarobić trochę grosza,wyglądać w miarę normalnie i na łowy.Nie żebym chciał być drugim tulipanem,ale skoro raz niewielkim nakładem ,zbajerowałem klientkę,to czemu ma się znów nie udać?Zacząłem chodzić po restauracjach,na dyskoteki i dancingi.Disco szybko sobie odpuściłem,owszem można było wyrwać laski,ale przeważnie małolaty na garnku taty.Nie o takie mi chodziło.Dancingi to co innego,przychodziły porzucone 30ki,rozwódki,wdowy.Pozostawało wymyślić legendę na swój temat,no i mieć trochę grosza na początek.I tu problem.Grosz wyszarpany M kończył się,podjąłem decyzję,znajdę jakąś fuchę.

poniedziałek, 12 maja 2008

Po tygodniu znajomości M dostała ofertę pracy na 2 miesiące we Francji, jako opiekunka.Nie chciała jechać,ale ją przekonałem,że to szansa na ładną kasę,że jak wróci to będzie kasa na jakiś interes itd. Pojechała, zostawiając mi klucze.No i się zaczęło...
Jak ja musiałem kombinować!Po pierwszych dniach,kiedy powiedziałem,że mam urlop,zacząłem udawać,że pracuję.Wychodziłem o 5 rano w teren,wracałem o 18.Jakim cudem nie widziała ,że jestem na bani?Proste,mało kto pozna,czy jestem trzeżwy, czy pijany,poza tym mam mocny łeb.Tak mi się przynajmniej wydawało.Wszystkie pytania o dom,rodzinę zbywałem...do czasu.Pewnego dnia powiedziałem,że jestem w trakcie rozwodu i nie chcę z żoną mieszkać , bo są kłótnie,M uwierzyła.
Zastanawiająca dla mnie, jest postawa ówczesnych znajomych.Musieli widzieć co się dzieje ze mną,jednak nie reagowali.Wiele lat póżniej,jeden z nich powiedział,że myśleli,iż cały czas jestem załamany po rozwodzie i nikt nie wiedział ,że nie mam gdzie mieszkać.Rzeczywiście nie obnosiłem się ze swą "bezdomnością",oszukując innych twierdzeniem,że wszystko gra,oszukiwałem też siebie.Iluzorycznie wierzyłem,że jest ok.,nie było.
W czasie pierwszej zimy,wyczaiłem miejsce, skąd można było bezpiecznie dżwigać złom.To był złoty interes,dziennie potrafiłem wyszarpać nawet stówkę,to były spore pieniążki. Kupiłem czyste łachy,ogoliłem się i zacząłem kombinować jakby tu coś większego zarobić.Poznałem wtedy M.,skromną ,drobniutką absolwentkę polonistyki.Spotkaliśmy się kilka razy,oczywiście ściemniałem ją na swój temat-przedstawiałem się jako akwizytor,jednej z firm alkoholowych[sic!],łykała wszystko jak pelikan żabę.Po paru dniach wylądowaliśmy u niej w chacie, no i wiadomo sex...Byłem wyposzczony, jak arab po ramadanie,więc walcowaliśmy całą noc.Ranem była już moja-zakochana na 102.

czwartek, 8 maja 2008

Miałem wyrzuty sumienia?Wtedy nie myślałem chyba o tym.Raczej strach,do czego jeszcze mogę się posunąć.W każdym razie miałem forsę,a to wtedy było najważniejsze.Gdy teraz myślę o tamtej chwili,zdaję sobie sprawę, że straciłem jakąś szansę.Miałem wystarczającą ilość pieniędzy na wyjazd np, do Niemiec,miałem tam znajomości,ale nie skorzystałem z tego.Wolałem przyprawiać z żulami i wspominać dawne,dobre czasy.
Smród niemytego ciała,brudne włosy,paznokcie...po jakimś czasie się tego nie zauważa,tylko półgębkiem rzucone uwagi ,ale lump,świadczą,że coś jest nie tak. Ale zlewasz to, liczy się tylko bania,odlot.
Po tej zadymie rozeszła się fama,że jestem świr i lepiej ze mną nie zaczynać.Mimo to,od tamtej pory nie rozstawałem się z "kosą".
Zbliżała się zima.Początkowo nie docierało do mnie,co to oznacza,non stop byłem nawalony.Jednak pewnego dnia obudził mnie taki mróz,że oprzytomniałem natychmiast.Co tu zrobić?Do noclegowni nie pójdę,nie można pić.W baraku nie ma pieca.Zacząłem myśleć.Altanki-tam może znajdę butlę z gazem.I rzeczywiście, już w 3 altanie butla była.Teraz trzeba ją nabić,a kasy echo.Wtedy po raz pierwszy okradłem kogoś.
Wiedziałem,że jedna babka mieszka sama i co niedziel chodzi na 18 na mszę.Wejście do chaty,było prostsze niż budowa ruskiej łodzi podwodnej,wystarczyło zaprzeć się o drzwi i zapadka puściła.Obiecałem sobie wcześniej,że wezmę tylko na gaz i żarcie i tak chciałem zrobić.Ale jak byłem w środku,to pomyślałem czy wezmę zeta czy milion ,wyrok taki sam.Baba miała biżuterii jak Lukrecja Borgia,lecz ją zostawiłem,szukałem gotówki.Znalazłem pod bielizną[sic!]w szafie,10 baniek[starych],50 $ i bony pko.Wziąłem kasę,zostawiając bony i milion,żeby baba jakoś przeżyła.Nie był to jakiś gest,myślę raczej,że resztki godności się włączyły.
Mieliśmy szczęście oboje on, że uderzyłem za lekko ja,że nie zabiłem człowieka.Szkło tylko rozerwało mu koszulę,ślizgając się po brzuchu lekko go tnąc.Typ zerwał się z szalonym wrzaskiem,wypadł z baraku z szybkością jakiej Carl Levis na sterydach,by mu zazdrościł.Drugi gostek,stał w rogu z połamaną ręką i zwijał się w paroksyzmach bólu."Co stoisz?Spierdalaj" krzyknąłem.On również zwiewał w tempie godnym mistrza sprintu.Po ich odejściu spojrzałem na swoje,zakrwawione ręce,trzęsły się jak nóżki w galarecie na babcinym stole.Podszedłem do szafki,gdzie trzymałem swoje bety i wyjąłem małe lusterko.Spojrzałem i... przeraziłem się.Oczy czerwone jak angor,twarz wykrzywiona w grymasie szaleństwa,piana sącząca się z ust,nie dziwota,że typy tak spierniczali,wyglądałem jak świr.Uświadomiłem sobie,że przed chwilą mało co, a zabiłbym ludka.I kurwa,nic mnie to nie obeszło.Dotarło do mnie tylko,że umiałbym zabić.Wpadłem w euforię,wybiegłem przed barak krzycząc"kurwa no kto jeszcze,kurwa,no kto?".Centralnie odjebało mi.
'

środa, 7 maja 2008

Problem spania rozwiązałem szybko,pustostanów opór.Gorzej z żarciem,ciekawe że gorzałe na krechę na mecie dostaniesz,ale chleba nie uwidzisz.Zaczął się upadek.Dzień za dniem bania,bania,non stop delirka,zamartwianie się o chlańsko,żeby coś wykręcić.Pierwszych tygodni nie pamiętam,aż pewnego dnia....
Spałem jak zabity,gdy potężny kopniak w nery przywołał mnie do rzeczywistości.Dwóch znanych mi z widzenia lumpów,stało nade mną z ''tulipanami''w rękach."Spierdalaj łajzo,teraz my tu będziemy mieszkać" krzyczeli,kopiąc mnie gdzie popadnie.Mieli pecha,byłem w miarę przytomny.W pewnej chwili zerwałem się na nogi,podciąłem jednego,drugiemu wykręciłem rękę,usłyszałem trzask łamanej kości i nieziemskie wycie wwierciło mi się w czaszkę.Z pianą na ustach,obróciłem się w stronę drugiego gościa,wstawał z podłogi, a raczej z tego co ją udawało.Nie myśląc co robię,wyrwałem mu "tulipana" z ręki i wbiłem w brzuch...

dno

Jak żyć bez kasy,domu?Picie nie było problemem,zawsze się uzbierało na buzona,ale gdzie mieszkać?Pracy nie było,bezrobocie największe w kraju,zresztą jaka praca?Byłem bez wykształcenia,zawodu, na budowlance się nie znałem,zresztą byłych górników nie chciano zatrudniać.Sam nie wiem, kiedy wpadłem w cug alkoholowy.Najpierw były wina,nalewki tzw.czachojeby,potem....dno.

od menela do blogera

Pijąc sobie spokojnie piwko,zdumiewam się jaką drogę przeszedłem,od menela do blogera.
Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział,że będę opisywał swoją historię w necie,popukałbym się w czoło. Dziś mam komfort,norka 20 m2,ale wcześniej...
To było pół roku po rozwodzie, zostawiłem swej eks wszystko,byle szybciej się rozstać.Wyjechałem do Niemiec,wracam,pukam a tu obcy gość mówi pana żona sprzedała nam dom,a tu jest pismo do pana.Zdębiały czytam...eksmisja w nieznane.Pędem do lokalówki,a tam mówią ,że jestem bezdomny w świetle przepisów...Załamka...zacząłem dawać w palnik,kasa z Niemiec topniała błyskawicznie,po pół roku nie miałem na wynajęcie pokoju....wylądowałem na ulicy...bez kasy,meldunku,pracy..co robić?
Zaczęło się piekło bezdomności.....