poniedziałek, 27 października 2008

"Panta rhei" powiedział niejaki Heraklit, musiał nieżle przyprawiać gościu. Ja też płynąłem, łódką "BOLSS", do portu delirium. Grekus twierdził też,że "nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki", ja wszedłem- z powrotem byłem na dnie.
W całkowitym pogrążeniu się w nałogu, przeszkodził mi przypadek. Wołacz, czy mianownik, nieważne.W każdym razie, było tak...
Z rozbitego ŻUK-a ,sprzedałem co się dało,reszta na złom. Trochę grosza było, lecz szybko zaczęło ubywać. Gdy już miałem resztki, postanowiłem iść na kurwy. Jak szaleć, to szaleć.W ciągu kilku dni, odwiedziłem kilkanaście dziewczyn na telefon. Ostatnia do której zadzwoniłem, nazywała się Samanta.Umówiliśmy się na 17.Jakież było moje zdziwienie,gdy drzwi otworzyła mi Anka,kumpela z podstawówki.W pierwszej chwili mnie nie poznała,w końcu minęło 20 lat.Jednak gdy powiedziałem "Ania nic się nie zmieniłaś,nadal jesteś prześliczna",spojrzała na mnie bacznie i odezwała się"no cześć Yoyo". Przez moment staliśmy w milczeniu,w końcu Anka wybuchnęła śmiechem"haha,wiesz w szkole większość dziewczyn się w tobie podkochiwała,a ty tylko sport i sport","no popatrz ile mnie ominęło".Objąłem ją w pasie,uniosłem do góry i zacząłem całować.Złączeni w uścisku wpadliśmy do pokoju i zaczęliśmy się kochać.Wchodziłem w nią delikatnie,powoli,leniwymi ruchami bioder, by w pewnej chwili wbić się mocno ,z całej siły ,brutalnie ścisnąć jej uda.Doszliśmy razem i wiem,że nie udawała.Ściągnęła mi prezerwatywę i zaczęła ssać członka,po chwili znów był gotowy do boju.Teraz ona dosiadła mnie okrakiem,przechylona do tyłu,unosiła się rytmicznie ,jednocześnie pieszcząc ręką moje jądra.Już miałem szczytować,gdy łomot w drzwi przerwał tą sielankę."Otwieraj kurwo.bo drzwi wyważymy"usłyszałem.Spojrzałem wyczekująco na Ankę,była blada i drżała."Co jest?"zapytałem"Nie teraz,muszę otworzyć"odpowiedziała drżącym głosem i wyszła z pokoju zamykając drzwi.Ubrałem się błyskawicznie i cichutko uchyliłem drzwi.W przedpokoju dwóch gorylopodobnych typów potrząsało Anką krzycząc"Albo kurwo będziesz dawać codziennie pięćset zeta,albo ci piękną twarzyczkę przefasonujemy,masz czas do jutra".Trzasnęli drzwiami i wyszli,Anka stała jak zamurowana.Objąłem ją i zapytałem,co to za typy.Okazało się,że to jej byli klienci,którzy teraz chcą od niej haracz.Wkurwiło mnie to,nie cierpię chamstwa i murzyńskiej muzyki.Postanowiłem jej pomóc.Jak mi powiedziała, gnojki przesiadywali w knajpie niedaleko jej mieszkania.
Pojechałem do Bodzia,szefa trzech agencji towarzyskich,prywatnie mego znajomego z lat,kiedy wspólnie trenowaliśmy."Bodek,jest taka klientka,cichodajka na telefon,dla ciebie żadna konkurencja,ale jakieś gnojki chcą bawić się w alfonsów na twoim terenie,pomożesz?Ta dziewczyna to moja dobra znajoma"."Yoyo lubię cię wariacie,ale czemu do mnie na panienki nie przyszedłeś?""Wiesz na telefon są bardziej naturalne,a u ciebie to profesjonalistki,no i kasa, tamte sa tańsze","dobra bierz chłopaków i jedż z nimi pogadać". Tego mi było potrzeba, wybrałem dwóch mutantów ,co pilnowali wejścia i pojechaliśmy.Mieliśmy trafa,bo w knajpie było tylko kilka osób i tych dwoje goryli.Podszedłem do ich stolika i zagaiłem"Panowie możemy pogadać?Mam taką sprawę,byliście dzisiaj u Samanty?Więc od dzisiaj nie macie tam wstępu.""A kto nam zabroni,co?"Podniosłem rękę...mutanci byli dobrzy w swoim fachu,w kilka sekund gorylki leżały na podłodze."Słuchajcie śmiecie"syknąłem im nad uchem"Samanta jest pod opieką pana Bodzia,wiecie gnoje o kogo chodzi,nie?Jeśli spadnie jej choć włos z głowy, moi koledzy z wami pogadają.Zrozumiano?A teraz spierdalać, bo r zygać mi się chce na wasz widok."Podziękowałem chłopakom Bodzia i poszedłem do Anki.

czwartek, 23 października 2008

Na brak pieniędzy ,nie mogłem teraz narzekać. Kręciłem lody jak szalony,po pewnym czasie miałem już odłożoną niezłą sumkę. Wtedy to pojechaliśmy z kolesiem z węgla, do Czech na browca. Kupując piwko,rzuciła mi się w oczy cena spirytusu,śmiesznie niska w porównaniu z cenami w Polsce. Dryń,dryń zatrybiło mi w główce-można zarobić. Kupiliśmy kilka butelek i ryzyk -fizyk, przez granicę. Udało się. Po rozrobieniu sprzedałem znajomym pijaczkom i zwróciło się z nawiązką. Postanowiłem iść na całego. Załatwiłem 50 litrową beczkę,załadowałem na Żuka i jazda.W Czechach kupowałem dla niepoznaki drewno,żeby celnicy mieli na co pokukać,a do beczki wlewałem spiryt.Nigdy się nie połapali. Zacząłem handlować wódą.Większość kupowali znajomi i byłoby wporzo,gdybym sam nie zaczął jej cisnąć.Najpierw po jednej,potem dwie, trzy ,cztery połówki dziennie . I stało się, organizm nie wytrzymał.Wylądowałem w szpitalu.Diagnoza ,zaawansowana cukrzyca.O alkoholiżmie nie wspomniano haha. Potrzymali mnie dwa dni i wypad. Wracam do norki a tam Sajgon, chata obrobiona, pieniędzy echo. No kurwa pieknie,wróciłem do punktu wyjścia-goły i wesoły.Zamiast trzymać gotówkę na koncie, to ja debil wszystko miałem w norce.Oczywiście zacząłem chlać,bo kurwa powiesić bym się nie potrafił.
Do tej pory , po kielichu nie siadałem za kierownicę. Teraz olewałem to. Pewnego zimowego dnia stało sie to, co nieuniknione.Straciłem panowanie nad wozem i koziołkowałem.Na szczęście nie miałem zapiętych pasów , bo byłoby po mnie. A tak wypadłem z auta w zaspę i tylko się poobijałem.Gorzej z rzęchem, wpadł w przepaść i po nim. Nie było świadków, więc czym prędzej się oddaliłem.Oczywiście wytrzeżwiałem błyskawicznie.Pojechałem do Krzyśka, bo wóz był na niego rejestrowany i powiedziałem co i jak.Wyjątkowo był trzeżwy i zgodził się powiedzieć psom ,że on prowadził.Nie za darmo rzecz jasna, kasę którą zarobiłem w tydzień, musiałem mu odpalić.Znowu byłem golas.

Tak bywa

Tak więc , rozbujałem ją w sobie. Teraz trzeba było przystąpić do dalszej fazy. Co kombinowałem? Kasa ludki,kasa. Chciałem kupić samochód dostawczy, żeby handlować węglem. Po co płacić komuś haracz, jak można samemu zarabiać? W celu wyłudzenia forsy od Bożki, radykalnie ograniczyłem chlanie. Ba, można powiedzieć ,że stałem się abstynentem . Dwa ,góra cztery piwka dziennie. Kurwa ile się człowiek musi namęczyć, żeby wyrwać kasę.
Napomykałem cały czas Bożence, jaki to dobry interes mieć własny samochód. Oczywiście mówiłem też, że zarobione pieniądze przeznaczymy na nasz ślub. W końcu przekonałem ją do wzięcia pożyczki. Kupiliśmy Żuka, w dobrym stanie z instalacją gazową. Przekonałem Bożkę, żeby zarejestrować go na mojego kolesia, miał prawko kopę lat i duże zniżki w ubezpieczeniu.
Zacząłem jeżdzić i trzepać kasę. Woziłem węgiel z biedaszybów, wymieszany z normalnym,robiło się tzw. przekładkę. Pamiętam jak kiedyś pewna kobiecina, zapytała mnie dlaczego jest taki brązowy?Odpowiedziałem jej, że stary jest. Kiwnęła głową,że rozumie. Zaiste głupota ludzka, nie zna granic.
Forsa była, ale Bożenka coraz częściej gadała o ślubie i co najgorsze o dziecku. To był sygnał dla mnie, żeby spierdalać, póki można. Dziecko?Nie ma takiej opcji ,w moim kalendarzu życia.
I tak pewnego dnia stoję przed Bożenką i mówię " Nie żegnam się, bo jestem niewierzący, kłamałem cię kobitko cały czas, a ty łykałaś wszystko jak pelikan żabę, nie chcę z tobą być baj baj". Rzucam zwitek banknotów na stół mówiąc"To jest reszta kasy za rzęcha, żebyś nie gadała , że cię okradłem. Wóz zabieram, takie jest życie mała,krótkie i osrane ,jak dupa niemowlaka."Obracam się na pięcie i wychodzę. Idę do baru się upić. Uff, wreszcie mogę znów być sobą.

środa, 15 października 2008

Czemu chciałem poderwać takiego babiszona? To proste, jak już się w tobie zadurzy, to na dobre.A wtedy wszystko zrobi.
Spotykaliśmy się przez kilka tygodni zanim się przespaliśmy.To też element strategii, trzeba podsycać zainteresowanie sobą, wtedy efekt lepszy. W łóżku nie była taka zielona, jak sądziłem.Ba, nawet mnie lekko żdziwiła pytaniem ,czy lubię analnie? Nie używam prezerwatyw, więc spuszczanie się w "kakao", bardzo mi odpowiadało. Lubiła długi,ostry seks z elementami perwersji. Np. gdy lizałem jej łechtaczkę, często sikała mi na twarz,wyginając przy tym ciało w pałąk. Poezja, zawsze byłem lekko zboczony, więc pasowała mi jak ulał.
Pamiętam jak dojrzewałem do tego, by powiedzieć jej słowo "kocham". Oczywiście nie kochałem jej, gdyż nie ma takiego słowa w "moim słowniku", ale dla bajery można mówić wszystko. Wyczekałem na moment , gdy po kolejnym maratonie seksualnym,leżeliśmy w jej łóżku i palcami przebierałem w jej pochwie. Powiedziałem wtedy"wiesz jest mi tak dobrze, że nie zdawałem sobie sprawy ,iż jest to możliwe.Chyba się zakochałem w Tobie"." Nie nabijaj się wiem ,że jestem brzydka" "Aniołku, ja nie twierdzę, że jesteś miss świata, jasne są ładniejsze, ale czy to ważne? Jesteś mądra,miła, uczuciowa, masz bogate wnętrze[szczególnie gdy ja jestem w środku, no zostaw tą poduszkę,auć żartowałem], jestem z tobą szczęśliwy, no i w łóżku jesteś the best, zobacz jak mi stoi,jak maszt na flagę[to akurat była prawda].Uwielbiam CIĘ."Zarzuciła mi ręce na szyję i szlochając, zaczęła mnie ujeżdżać.
Wiem, kawał skurwiela ze mnie.Lecz life is brutal, jak mówi modliszka po stosunku. Była ugotowana, więc mogłem przystąpić do dalszej części planu, znacznie bardziej ryzykownej....

czwartek, 9 października 2008

JAK WYRWAĆ SZARĄ MYSZ

Wcale nie jest tak łatwo ściemnić szarą mysz. Wbrew pozorom nie wystarczy być przystojniakiem i mieć kasiorę. Kobitki te mają często ponad przeciętną inteligencję, są przeważnie zakompleksione na punkcie swojej urody co prawda,ale nie wierzą w gładkie słówka. Trzeba je brać sposobem. Najlepiej w trakcie rozmowy, rzucić mimochodem, że najważniejsze jest wnętrze, a nie uroda. Uwaga-trzeba to powiedzieć w odpowiednim momencie, nie nachalnie. Ważne jest również wzbudzenie litości. Prawie każda myszka, ma samarytańskie skłonności. A jak nie ma? Trudno, wtedy niech spada. Warto jest też poudawać wrażliwca. Broń Boże nie mówić, że jadło się np. kiedyś pieska. Zaciągnąć do wyra nie sztuka, rozkochać w sobie-majstersztyk.
Blondyneczki nazywały się "hihihi Aśka" i "hihihi Irenka", myszka miała na imię Bożenka. Nie mogłem wstrzelić się w dyskusję, gadki o zespołach popowych nie kumałem. Wyciągnąłem więc z plecaka jedną z książek, z którymi się nie rozstawałem. Była to "Cztery róże dla Lucienne" Topora. Zacząłem czytać, kukając jednocześnie na Bożenkę. W pewnej chwili zapytałem"super kniga,czytałaś?""Nie,ale czytałam "Lokatora", a ty?". Tak zaczęliśmy rozmowę. Od Topora przez Cortazara, Kinga po Sapkowskiego. Tak jak myślałem była nauczycielką. Sukcesywnie zamawiałem drinki, bo jak wiadomo więcej polejesz dalej zajedziesz.Rozmowa wyglądała tak, że gdy ona zaczęła mówić o czymś co ją fascynowało, ja natychmiast mówiłem "o rany,serio?ja też to uwielbiam" choć czasami nie miałem pojęcia o czym gadała. Po kilku godzinach,gdy musiała już iść powiedziałem"Dawno mi się z nikim tak fajnie nie rozmawiało, wiem że taka dziewczyna jak ty, na pewno jest zajęta, ale może byś spotkała się ze mną jeszcze? Bardzo bym chciał". Zgodziła się, przynęta chwyciła.

niedziela, 5 października 2008

W drodze powrotnej nie zdarzyło się nic ciekawego. No jeśli nie liczyć pawia, którego puścił Mirek na szybę, bo myślał, że okno jest otwarte. Całą drogę przedział mieliśmy do swojej dyspozycji, ludkowie cisnęli się na korytarzu, ciekawe dlaczego?
Z pociągu wyszliśmy lekko nabuzowani. Siedząc na peronie wpadła mi do głowy myśl, a może Kraków?Ponoć jest tam zwierzę mariackie,a na rynku lałkonik[ tak kiedyś w audycji" Nie tylko dla orłów" mówili,hehehe]. Jednak Mirek powiedział, że ma dość przygód ze mną, że zawsze się w coś wpakuję, jestem pechowiec i Jonasz. W sumie fakt, kto w urodziny las podpalił? Dopiliśmy piwo i rozeszliśmy się.
Jesień to żniwa dla węglarzy. Wskoczyłem z powrotem do brygady i zaczęliśmy jeżdzić . Kasa płynęła strumieniami, alkohol też. Interes szedł na tyle dobrze, że postanowiliśmy handlować tylko cztery dni, piątki mieliśmy tzw.alkoholowe.
Podczas jednej z takich imprez, Krzychu powiedział, że jego babcia ma na strychu malutki pokoik i chętnie mi go wynajmie. Pokoik okazał się norką o wymiarach 3 na 3, z tapczanikiem i stolikiem pośrodku. Dla mnie bomba. Główną zaletą było osobne wejście od podwórka , a wadą? Jak tam laskę zaprosić?Dupa by jej za okno wystawała. No, ale lepszy cyc, niż nic, jak mawiali starożytni górale. A poza tym cena była śmiesznie niska,tyle co nic. Kupiłem sobie w lombardzie małe telejajko, coby od czasu do czasu zerknąć, czy świat jeszcze istnieje.I tak wegetowałem, węgiel -bania-norka-bania-węgiel. Se la vie, jak powiedziała kura znosząc strusie jajo.
Gdzieś w połowie września silnik zdechł i mieliśmy kilka dni wolnego.Siedziałem na swoim miejscu w Hadesie, gdy weszły trzy lachony. Lachony za dużo powiedziane, takie tam foczki.Wszystkie miejsca były pozajmowane, tylko u mnie były puste krzesła. Foczki podeszły z gracją i zapytały się, czy można się dosiąść?
Obciąłem je wzrokiem. Dwie były nawet niczego sobie, blondyneczki z dużymi piersiami.Ale trzecia...tragedia,niska w niemodnych okularach,pulchna z resztkami trądziku na twarzy. Typ belferki. Idealna do ściemnienia,a takiej szukałem.

czwartek, 2 października 2008

uwagi

Chyba nadeszła pora, aby wyjaśnić kilka rzeczy. Niedawno pewna osoba zarzuciła mi, iż mój blog to grafomaństwo i bzdura do kwadratu. Co do grafomaństwa zgoda, ale nigdy nie aspirowałem do roli pisarza. Swoją edukację zakończyłem na podstawówce, więc rzeczą normalną są moje błędy stylistyczne i gramatyczne. Mimo to przepraszam purystów językowych.
Bzdura?Być może dla niektórych to bzdury,dla mnie część mego życia.Wszystkie zdarzenia,które opisuję są prawdziwe.Zmieniam tylko czasem imiona i charakterystyczne szczegóły opisywanych osób,gdyż nie wszystkie są tu okazane pozytywnie.Staram się w miarę dokładnie odtworzyć historie, które miały miejsce ponad 10 lat temu.Nie zawsze mi się to udaje,więc wspomagam się bimberkiem.Dlatego też częstotliwość moich wpisów jest tak chaotyczna.Po prostu piszę na kacu.Nie potrafię na trzeżwo przypomnieć sobie wielu szczegółów,na fazie idzie mi jak po maśle.
Mam nadzieję ludkowie, że te kilka słów pomoże wam w lepszym odbiorze moich pijackich wypocin.