wtorek, 16 września 2008

ognisko cd

Ocknąłem się.Płomienie wokół mnie zataczały coraz bliższy krąg.Chciałem wstać i wezwać pomoc,ale dzwonek w mej łepetynie zadryndał w porę.Jeśli ogień się rozprzestrzenił,ktoś jest temu winny.Kto?Wiadomo organizator-ja.Trzeba działać,inaczej mówiąc spierdalać.Rozglądam się wokół,czacha buzuje.Myśl McGyver,myśl.Wzrok mój pada na walające się obok ,puszki z piwem.Kilka jest pełnych,wylewam więc je na siebie i turlam się w stronę płomieni.Spadam ze skarpy wprost na plażę.Jakieś dziesięć metrów od siebie,widzę wóz strażacki i ekipę gaszącą ognisko.Niczym wąż pełzam po piasku,żeby jak najszybciej oddalić się z tego miejsca.Gdy jestem pewien ,że już mnie nie dojrzą,zrywam się i...długa.Przybiegam na pole namiotowe zziajany jak koń po Wielkiej Pardubickiej,zresztą tak się czuję.W namiocie Mirek śni snem sprawiedliwego.Bez skrupułów budzę go i szepczę na ucho"spierdalamy".Mimo ,iż jest narąbany jak biszkopt,bez słów spełnia me polecenia.Palcem nakazuję mu milczenie i pokazuje,że mamy mało czasu.Zabieramy bety i cichutko wychodzimy.Mirek pokazuje na namiot,kiwam głowa ,że nie da rady.Szybkim krokiem opuszczamy pole.Co dalej?

Brak komentarzy: