środa, 27 sierpnia 2008

uhaarodziny

Miałem odłożonych trochę drobnych,a jako że zbliżały się moje urodziny,postanowiłem zaszaleć.Morze-to było moje marzenie.Widziałem je tylko jako kilkuletnie dziecko,kiedy dziadkowie wyjechali ze mną na wczasy do Darłówka.Teraz jako stary grzechotnik,postanowiłem pojechać tam znowu.Samemu nudno,wyciągnąłem więc w eskapadę Mirka.Na początku nie chciał,ale gdy powiedziałem,że sponsoruję wyjazd,zgodził się.Kupiłem bilet.Jeden dla Mirka,bo ja postanowiłem jechać na gapę,bezdomny przecie byłem.Konduktor bez problemu wypisał kredytowy,który od razu wylądował w śmietniku.Ile przesiadek mięliśmy nie pamiętam,gdyż w drodze raczyliśmy się bimberkiem Dziadka Władka,nazywanym "cichociemnym" ponieważ cichutko,znienacka obalał i ciemna mogiła.Jak dojechaliśmy, nie wiem.Okradliśmy,zgwałciliśmy,zabiliśmy kogoś po drodze?Cholera wie co robiliśmy faktem jest,że jakimś cudem znależliśmy się na polu namiotowym,tuż nad morzem.Rozbijanie namiotu Mirka,to była poezja.Skacowani ,jak beduini na pustyni,nie mogliśmy dać sobie rady.Okrzyki"pchaj,no mocniej......nie ten otwór,kurwa tak teraz dobrze...w dupę nie lubię...ciągnij...o tak teraz dobrze...teraz teraz w tą dziurę...pierdolnij mocniej...o żesz ty...wreszcie jest w środku..."rozbrzmiewały echem po całym polu. W końcu namiot stał jako tako,uderzyliśmy w kimono.Mam czujny sen,nawet na kacu,więc gdy ludkowie zaczęli coś gadać przy namiocie,obudziłem się."To jakieś pedały,słyszeliście jak jeden krzyczał,że w dupę nie lubi,a drugi,żeby ciągnął mocniej?"zacząłem się śmiać i wypełzłem z namiotu.Mordę od chlania miałem tak wielką,jak Tatar dupę.W połączeniu z wariackim śmiechem,musiała zrobić na pacjentach wstrząsające wrażenie,bo odskoczyli od namiotu jak oparzeni."Panowie,spoko my nie pedzie.Popiliśmy i po pijaku rozkładaliśmy..."nie dokończyłem,bo w tym momencie namiot zafalował i złożył się.Spod skłębionego matateriału,dobiegł ryk"kurwa mać,w dupę nie lubię,ratunku,duszę się!!!"Gostkowie, do tej pory stojący jak zamurowani,wpadli w paroksyzm śmiechu,do którego i ja się dołączyłem.Po chwili wynurzył się zarośnięty łeb Mirka."Co się brechtasz debilu?Mówiłem ciągnij mocniej i co?Linki puściły."Nie miałem siły z nim gadać,wyjęczałem tylko przez łzy,żeby podał bimberek.Po chwili sączyliśmy trunek w towarzystwie kilku osób z pobliskich namiotów.Podczas degustacji"cichociemnego",wspomniałem o swych urodzinach.Ekipa z Poznania,to z nimi piliśmy,stwierdziła,że nie ma że boli,robimy wieczorem ognisko.Czemu nie?Może byc ciekawie.

Brak komentarzy: