piątek, 26 września 2008

Wymęczony przez Hipkę,spałem do południa.Gdy wstałem,nie było jej już w łóżku,a Mirek siedział i czytał jakąś gazetę."No, w końcu się obudziłeś,co robimy?"zapytał."Moment,jak stoimy z kasą?Zostało coś?""Spoko, na imprezę grosza nie wydaliśmy.""Ekstra,może uderzymy na Sopot?Nigdy nie byłem.."Tak więc postanowiliśmy.Po namiot wysłaliśmy Hipkę,obawiając się rozpoznania.Autobusem do Darłowa,potem w pociąg.
Sopot nas rozczarował.Knajpek sporo,ale ceny z kosmosu,molo też takie sobie.Żeby nie resztki bimberku,zachomikowane przez Mirka,byłaby kicha.Pokrzepiwszy się owym zacnym trunkiem,wsiedliśmy do podmiejskiej kolejki i udaliśmy się do Gdańska.Stamtąd mieliśmy abarot,doma.Jednak to nie był koniec naszej eskapady.Na dworcu w poczekalni,ujrzałem cud-blondynę,czytającą książkę.Mimo szarpań Mirka podszedłem do niej.Czytała "Paragraf 22",dziwne bo to raczej rzecz dla facetów,ale "de gustibus...''coś tam."Też , gdy byłem mały ,nosiłem zielone jabłuszka w ustach"powiedziałem,posyłając jej powłóczyste[cokolwiek to kurwa znaczy]spojrzenie.Podniosła głowę znad książki,uśmiech miała boooooski"haha,bo są lepsze niż kasztany?"spytała."Nie, bo chciałem mieć policzki jak Marlon Brando w "Ojcu chrzestnym"odpowiedziałem.I tak zaczęła się nasza rozmowa.Wracała do domu,do Pasymia,jakiejś wichury pod Olsztynem.Podobnie jak ja,uwielbiała Hellera,ba nawet Viana czytała,a Lema miała całą bibliografię.No kurwa,prawie się zakochałem.W pewnym momencie powiedziała,że musi coś jeszcze załatwić i zaraz wróci.Wyszła z dworca ,a ja poszedłem do Mirka napić się resztek "cichociemnego".Po 10 minutach usłyszałem dżwięk syren pogotowia.Coś mnie tknęło,wyszedłem przed dworzec.Przepchałem się przez,tłum gapiów.Leżała na jezdni w nie naturalnie skręconej pozycji.Nie wiem czy żyła.Obróciłem się na pięcie i wróciłem na dworzec.
Kurwa mać,najpierw pożar,teraz to?Przeklęty jestem ,czy co?Super urodziny,nie ma to tamto.Nic tylko się upić.Tak też zrobiłem.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Pobędę czasem i poczytam. Bywaj szczery człowiecze.