czwartek, 5 czerwca 2008

Gdy zastanawiałem się co z nami zrobią,wszedł dwumetrowy brodacz,jak się okazało pepik.Pół po polsku ,pół po czesku,zapytał się co jest grane.Opowiedziałem mu całą sytuację,kładąc nacisk na gestapowskie zachowanie Austriaków.Wysłuchał spokojnie i obiecał ,że porozmawia z nimi.I faktycznie po chwili wziął ich na stronę i coś im tłumaczył.Po kilku minutach ,któryś z faszystów,bo tak ich trzeba nazwać,podszedł do nas i powiedział,że jedziemy.Gdzie?Po co?Dlaczego?Nie było odpowiedzi.Wcisnęli nas na kopach,mnie do jednego auta,Mirka do drugiego.Jedziemy,ciemno jak w dupie Klossa,piżdzi jak w kieleckim,śnieg napierdziela jak oszalały.Po kwadransie zatrzymujemy się.Każą nam wysiadać.Las,ciemno ,las nogi mi się trzęsą jak galareta,w plecy wbija mi sie lufa karabinu.Prowadzą nas na jakaś polankę,każą stanąć na baczność i nie ruszać się.Nie wiem czy stoję minutę czy dziesięć,w pewnej chwili ciszę przerywa seria z automatu,padamy z Mirkiem na glebę.Popuściłem w spodnie ....

Brak komentarzy: