piątek, 20 czerwca 2008

Przypadki chodzą po ludziach.Gdy Mirek wyskrobał resztkę kasy na piwo,postanowiliśmy pójść do osiedlowego sklepiku.Ekipa sączyła niespiesznie czachojeby z gwinta,pozdrowili nas tradycyjnym
''dołóż zeta"i"jebane życie",tu akurat mieli rację.Kupiliśmy piwo i mieliśmy wychodzić,gdy pod sklepem rozpętało się piekło.Kilku napakowanych małolatów tłukło nie miłosiernie 2 osiedlowych pijaczków.Nie namyślając się wiele,powiedziałem do Mirka "chodż"i wyszliśmy.Gnojów było 5 ale my mieliśmy przewagę zaskoczenia.Pierwszego mięśniaka dopadł mój kopniak prosto w przyrodzenie,zakwilił i usiadł.Drugi nie zdążył się zorientować ,kiedy wykręciłem mu nadgarstek i nacisnąłem,tylko chrupnęło.Kątem oka zobaczyłem,że Mirek obalił 2 gnoi i kopał ich teraz po nerach.Został ostatni.Małe ,świńskie oczka patrzyły się na mnie z rozbrajającą tępotą.Głowa pozbawiona szyi,zaczęła się poruszać w przód i tył,usta chciały wydać jakiś dżwięk.Typ wyglądał jak neandertalczyk i podobnie jak on potrafił jedynie wycharczeć"wgrhy".Rzucił sie na mnie jak wygłodniały kojot na strusia pędziwiatra.Obróciłem się tylko na pięcie i ciosem w splot słoneczny posadziłem go na śniegu.Jeśli to prawda,że neandertale mieli małe mózgi,to ten nie miał go wcale.Rozejrzałem się wokół,troglodyci sprowadzeni do parteru ,zwijali się z bólu.Mirek rozmawiał z pijaczkami,a dookoła nas...Kurwa nie wiadomo kiedy,skąd,jak zebrało sie kilkanaście osób z pobliskich bloków.

Brak komentarzy: