niedziela, 22 czerwca 2008

Rozległy się okrzyki"brawo,wreszcie ktoś tym smarkaczom dowalił""spieprzać gnojki,wynocha".Jeden z napadniętych,odszedł od Mirka i powiedział "dziękuję panie Bartku".Spojrzałem na niego uważnie,znałem go,to"Teksas" miłośnik jabcoków."Co ty Teksas powalony,jaki panie?Mało razem bełtów obaliliśmy?Nie pozwolę żeby smarkacze moich znajomych tłukli".W tym momencie z tłumu wyszły dwie osoby i skierowały się w naszą stronę.Ponad dwumetrowy olbrzym o parametrach małego czołgu i młoda,szczuplutka blondyneczka.Oboje podeszli do "Teksasa",objęli go pytając"tato,wszystko w porządku?".Zatkało mnie, nie wiedziałem ,że gościu ma rodzinę.Olbrzym chwilę z nim poszeptał,po czym podszedł do gówniarzy.Ci jak go zobaczyli nabrali nagle energii i ruchem przyspieszonym zwrotnym,zniknęli za zakrętem jak kamfora.Tymczasem olbrzym obrócił sie w moja stronę.Ludzie zaczęli sie rozchodzić,normalne koniec przedstawienia.Wielkolud wziął mnie w ramiona i powiedział"dzięki".Jeszcze dobrze nie wybrzmiały mi jego słowa,gdy blondi zawisła mi na szyi całując w policzki.Nie powiem,fajno było."Chwila,gdyby nie kumpel nic bym nie wskórał"powiedziałem wskazując na Mirka.Po chwili i on utonął w ich objęciach.Mimo naszych oporów zaprosili nas na obiad."Teksas" zaprosił też tego drugiego pobitego,"Maniek" tak sie przedstawił.

Brak komentarzy: