poniedziałek, 26 maja 2008

Impreza była super,nawet się nie skułem,co było nie lada wyczynem ,tyle było alkoholu.Maciek kasy miał jak Rockefeller,kilkaset dolców co najmniej w portfelu.Miał być w Polsce do Sylwestra,potem wracał do Francji.Dzień po świętach27,przyjechał do nas i od progu krzyknął,że ma dla mnie robotę w Austrii.Otóż zadzwoniła do niego znajoma,że potrzebuje 2 ludków do pracy w rzeżni,natychmiast.Do nowego roku trza tam wysprzątać ,wymalować i takie tam duperele.Zapytał się czy jadę i czy mam jakiegoś kumpla.Spojrzałem na Piękną,kiwnęła głową i powiedziała,że to szansa na zarobienie ładnej kasy.Co miałem do stracenia?Problem był jedynie z kasą na wyjazd,ale tu Maciek zaśmiał się tylko,wyjął 100$ i powiedział ,że jak zarobię to oddam.Zadzwoniłem do Mirka,bo wiedziałem że nie ma pracy,zgodził się jechać od razu.Sprawdziłem połączenia i wykombinowałem,że jak wieczorem pojedziemy do Pragi,to rano będziemy w Linzu,bo tam mieliśmy pracować.Dla pewności zadzwoniłem do tej kobitki i faktycznie ,kazała przyjeżdżać jak najszybciej.Spakowałem się i ruszyłem w podróż, którą zapamiętam do końca życia.....

Brak komentarzy: