czwartek, 8 maja 2008

Mieliśmy szczęście oboje on, że uderzyłem za lekko ja,że nie zabiłem człowieka.Szkło tylko rozerwało mu koszulę,ślizgając się po brzuchu lekko go tnąc.Typ zerwał się z szalonym wrzaskiem,wypadł z baraku z szybkością jakiej Carl Levis na sterydach,by mu zazdrościł.Drugi gostek,stał w rogu z połamaną ręką i zwijał się w paroksyzmach bólu."Co stoisz?Spierdalaj" krzyknąłem.On również zwiewał w tempie godnym mistrza sprintu.Po ich odejściu spojrzałem na swoje,zakrwawione ręce,trzęsły się jak nóżki w galarecie na babcinym stole.Podszedłem do szafki,gdzie trzymałem swoje bety i wyjąłem małe lusterko.Spojrzałem i... przeraziłem się.Oczy czerwone jak angor,twarz wykrzywiona w grymasie szaleństwa,piana sącząca się z ust,nie dziwota,że typy tak spierniczali,wyglądałem jak świr.Uświadomiłem sobie,że przed chwilą mało co, a zabiłbym ludka.I kurwa,nic mnie to nie obeszło.Dotarło do mnie tylko,że umiałbym zabić.Wpadłem w euforię,wybiegłem przed barak krzycząc"kurwa no kto jeszcze,kurwa,no kto?".Centralnie odjebało mi.
'

Brak komentarzy: